sobota, 3 października 2015

Denerwujący Ślizgon

              Nadszedł środek tygodnia – środa. Teraz głównym tematem był zbliżający się mecz Qudditcha, który miał odbyć się w następną sobotę. Grać będzie drużyna Gryffindoru i Slytherinu. Nikogo nie mogło tam zabraknąć, bo zazwyczaj mecze z ich udziałem były najciekawsze. Niektórzy zaczęli obstawiać zakłady, co było zabronione, ale i tak to robili. Oczywiście każdy musiał znaleźć też czas na naukę. Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić do swoich obowiązków. Siódme klasy dostawały największy wycisk. Każdy spędzał jak najwięcej czasu nad książkami. Biblioteka pękała w szwach, chyba nawet Ślizgoni zmusili się do spędzania czasu w tamtym miejscu. Hermiona jak zwykle miała swoje miejsce gdzieś w cichym kącie. Nikt je nie przeszkadzał. Właśnie odrabiała pracę domową z Eliksirów i pisała esej na Transmutację. Wszystko szło jej dość sprawnie, aż nagle ktoś musiał jej w tym przeszkodzić. Zresztą jak zwykle. Ustał przed nią uśmiechnęły od ucha do ucha Ron.
-Coś się stało Ronaldzie? – Uniosła głowę znad pisanego wcześniej wypracowania. Spojrzała na niego wyczekująco. Rudzielec zawahał się na chwilę.
-No bo… Muszę napisać esej, a są treningi i nie mam czasu i…
-I chcesz, żebym za ciebie napisała? Nie, Ron. Posłuchaj, wiem, że te treningi naprawdę dużo dla ciebie znaczą, ale spójrz na to z innej strony. Na egzaminach końcowych też poprosisz mnie, żeby je za ciebie napisała? – Wstrzymał na chwile oddech mocno się nad czymś skupiając, w końcu wypuścił powietrze z płuc i znów się zawahał.
-Masz racje, Hermiono. Nie powinienem cię o to prosić. – Spuścił wzrok. Widać, że było mu bardzo głupio z tego powodu. Dziewczyna tylko westchnęła i zabrała od niego papirus, który trzymał w ręku. Spojrzał na nią pytająco, ale ona się tylko uśmiechnęła.
-Wiem, że jest ci głupio i bardzo zależy ci na tym meczu, ale to jest ostatni raz kiedy to za ciebie robię, pamiętaj. – Na twarz rudzielca znów wpłynął promienny uśmiech. Przytulił mocno szatynkę i podziękował jej. Miona zaśmiała się krótko i wróciła do pisania. Czeka ją jeszcze kolejna godzina pisania, ale przynajmniej czuła, że pomogła przyjacielowi.

              Draco - kapitan drużyny węży po długim wykłócaniu się z Potterem o boisko poszedł na chwilę do szatni. 30 minut drużyna bliznowatego, 30 minut jego drużyna i przerwy 5 minutowe. Tak wyglądał ich trening. W sobotę mecz, a oni są jeszcze w ciemnej dziupli z treningami. Wierzył w umiejętności swoich zawodników, ale jednak trzeba było mieć tą 100% pewność, że dadzą z siebie wszystko. Siedział na ławce i przyglądał się jak Gryfoni grają. Musiał przyznać, że byli dobrzy, ale nie tak jak Ślizgoni. Oni mieli ten spryt, którego lwom brakowało. Po jego lewej stronie zasiadł Blaise, a po prawej Nott. Oboje byli w dobrych humorach. Strasznie wtedy byli irytujący. Spojrzał na nich krzywo. Czego oni znowu chcą? Nigdy nie przychodzili z własnej woli. No zdarzały się wyjątki. Blaise spojrzał na Draco z przebiegłym uśmieszkiem.
-Dzisiaj twoja pierwsza randka z Hermiona, hmm? – Poruszył znacząco brwiami. Smok zrobił minę jakby mu właśnie powiedziano, że jedna z lasek, które przeleciał, jest w ciąży.
-Że co? – Powiedział równocześnie z Nottem. Spojrzeli oboje po sobie, a potem na Diabła, który nie mógł opanować śmiechu. Złapał się za brzuch i odchylił do tyłu przez co spadł z ławki. Powoli uspokajał swój napad śmiechu, otarł łzy i wstał z podłogi.
-O co ci znów chodzi, Zabini? – Zapytał podejrzliwe blondyn. Coś mu tu nie pasowało.
-Nie mów, że zapomniałeś. – Powiedział śmiertelnie poważnie.
-O czym? – Zdziwił się. Niczego sobie nie przypominał.
-Przecież zaprosiłeś na randkę najładniejszą Gryfonkę, jak mogłeś o tym zapomnieć?!
-Co ty pieprzysz, Diable? Że niby Granger? Ładna? I się z nią umówiłem? – Uniósł jedną brew. To niemożliwe! Blaise wbijał w niego swój wzrok przez co uwierzył w jego słowa i się przeraził. Złapał się za głowę. O Merlinie, co ja najlepszego zrobiłem… Zasłonił usta dłonią. Czarnoskóry chłopak znowu nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
-Gdybyś widział swoją minę. – Zaśmiał się jeszcze głośniej i zwrócił uwagę trenujących w tej chwili Gryfoniaków. – A tak poważnie to… - Zaśmiał się jeszcze krótko i dokończył. – Masz dzisiaj z nią patrol, zapomniałeś? Przecież jesteś Prefektem… - Draco walnął przyjaciela z całej siły w ramie. – Za coo?! – Musiał przyznać, że miał siłę w łapie.
-Za twój debilizm, kretynie! – Oburzył się i wstał kierując się na boisko. Dzisiaj miał ten łupi patrol z tą denerwującą osobą. Jak on to przeżyje? Jakoś musi dać radę, przecież to był jego obowiązek, nie mógł się z tego zerwać. Westchnął. Złapał swoją miotłę i na nią wsiadł. Podleciał do Pottera i powiedział, że teraz jego kolej. Harry zgodził się na oddanie boiska i skierował się do szatni, by się przebrać po skończonym treningu. Draco zawołał swoich podopiecznych, a oni w szybkim tempie pojawili się obok niego. Po raz kolejny tego dnia przedstawił im swoją taktykę i kazał im dać z siebie wszystko. Wszyscy zgodzili się z blondynem i zajęli swoje pozycję na boisku. Kapitan drużyny cały czas mówił im co mają zrobić. Musieli wygrać ten mecz. Wszyscy starali się zadowolić kapitana i samych siebie. Bardzo zależało im na wygranej i imprezie w pokoju wspólnym, bo dawno nie było powodu do picia. Na sam koniec Smok zadowolony pochwalił wszystkich.
-Jak zagracie tak jak teraz na treningu to na 100% wygramy. Zrozumieliśmy się? – Wszyscy przytaknęli i polecieli do szatni. Każdy był gotowy na sobotę.

             Hermiona przyszła zmęczona do Pokoju Wspólnego Prefektów i opadła na kanapę, rzucając gdzieś w kąt swoją torbę. Chciała tylko wziąć prysznic i pójść spać, ale na jej nieszczęście do pokoju zawitał Draco i zniszczył jej marzenia siedmioma słowami.
-Mamy dzisiaj razem patrol, zbieraj się, Granger. – Nawet na nią nie spojrzał i wszedł do swojej sypialni.
-Co? – Zdziwiła się i natychmiast wstała. Jaki patrol?! Podniosła torbę z ziemi i pobiegła do swojego pokoju. Przypomniało jej się, że dostała od McGonagall jakąś dodatkową kartkę, ale nie zaglądała do niej. Szybko ją odnalazła i przeczytała. Faktycznie, za chwilę rozpoczyna patrolowanie korytarzy z Draco. O Merlinie, za co ty mnie tak nienawidzisz? Westchnęła zrezygnowana i wyszła z sypialni. Blondyn już na nią czekał. Podniósł na nią wzrok gdy zamykała drzwi.
-To jak, idziemy? – Zapytała, a on tylko przytaknął i wyszli.
Była już godzina 2146, a oni musieli tu tkwić jeszcze 14 minut. Przez większość czasu nie zwracali nawet na siebie uwagi, odzywali się tylko wtedy gdy widzieli kogoś lub słyszeli kroki. Hermiona oparła się o ścianę i osunęła się po niej na podłogę. Oparła głowę o kolana i zamknęła oczy. Pragnęła snu, natychmiast. Chłopak spojrzał na jej postać.
-Co ty robisz? – Zdziwił się.
-Śpię, a co? – Chłodno odpowiedziała i podniosła głowę i tym razem oparła ją o ścianę. – Jakiś problem? – Rozłożyła ręce. – Ja nie widzę żadnego, więc o co ci chodzi?
- O to, że mamy to robić wspólnie, a ty se siadasz jak gdyby nigdy nic. Co ty sobie wyobrażasz?! – Oburzył się i zaczął chodzić w kółko.
-Uspokój się, zachowujesz się gorzej niż baba. – Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego krzywo.
-Co ty powiedziałaś?! – Podszedł do niej i stanął naprzeciw niej.
-Że – podniosłą się z podłogi i ustała naprzeciw niego. Był od niej dużo wysoki. – Zachowujesz się gorzej niż baba. – Smok się zdenerwował i przysunął Gryfonkę do ściany. Jej serce zaczęło bić szybciej, puls przyspieszył, tak samo jak oddech. Patrzyła prosto w jego szare oczy. Były bardzo tajemnicze, miała ochotę się w nich zatopić.
-Powtórz to. – Powiedział już nieco spokojniej, ale stanowczo i przybliżał się do niej, prawie niezauważalnie. Delikatnie dotknął jej policzka. Hermiona zamarła. On mnie dotyka! Dziewczyna poczuła się strasznie dziwnie, a zarazem cudownie, bo poczuła zapach jego perfum, które zmieszały się z jego miętowym oddechem. O Merlinie! Zamknęła delikatnie oczy i już myślała, ze do czegoś dojdzie, ale zamiast jego ust poczuła chłód. Odsunął się od niej i zaczął się śmiać. Zdenerwowała się. Podeszła do niego i uderzyła go w twarz. Jak on mógł… Łzy napłynęły jej do oczu, a obraz zaczął się rozmazywać. Blondyn złapał się za pulsujące miejsce, ale nadal się śmiał.
-Myślałaś, że pocałuję taką szlame jak ty? – Zaśmiał się jeszcze głośniej. – Jesteś żałosna. – Ma rację, jestem żałosna. Spuściła wzrok i odwróciła się do niego plecami. Ruszyła w stronę swojego dormitorium. Miała ochotę zapaść się pod ziemie. Idąc przed siebie, pozwoliła łzom spływać po jej czerwonych od wstydu policzkach.

                                         ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka, hej! Co tam u was? U mnie jak na ten moment wszystko jest w porządku, leże sobie i zaczynam już pisać 5 rozdział. Ten jest dość krótki, za co was bardzo przepraszam, ale coś się zaczyna dziać. Następny rozdział powinien być trochę dłuższy. A i mam dla was jeszcze jedną wiadomość, niekoniecznie dobrą. Zapisałam się na siatkówkę i wolny będę mieć tylko poniedziałek i czwartek nie licząc weekendów, więc mój czas będzie bardzo ograniczony, a rozdziały będą pojawiały się rzadziej. ALE, postaram się, by były dłuższe, ciekawsze i o wiele więcej będzie w nich akcji, co jest oczywiste. Nie przedłużając, musicie to jakoś przeżyć, ale uwierzcie mi, że warto. Ja już uciekam pisać kolejny rozdział. Dobranoc słoneczka, kolorowych snów!

1 komentarz:

  1. Liczę że następny rozdział szybko sie pojawi :-) Ten masz rację był krótki i za nim sie wciagnelam to sie skończył :-( Szkoda że będą rzadziej rozdziały. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń