poniedziałek, 12 października 2015

Nowy Znajomy

Czwartek przyszedł szybko tak samo jak i odszedł. Hermiona oddała swoje eseje za które dostała jak zwykle W. Posiedziała w bibliotece ucząc się lub po prostu czytając jakąś książkę. Czasami widywała tam Theodora Notta, który kręcił się wokół niej, ale nigdy się do niej nie odezwał. Trochę irytował ją jego natarczywy wzrok, ale starała się to ignorować. Dość często rozmawiała z Harrym, który denerwował się meczem, ale był pewny, że go wygrają. Ron czasami przychodził prosić ją o napisanie eseju, ale ona mówiła tylko „Albo zrobisz to sam, albo ci pomogę.” I on zawsze wybierał tą drugą opcję. Z Ginny spotykała się wieczorem i plotkowały lub rozmawiały na babskie tematy. Z Draco mijała się na korytarzu, ale oni razu nie odezwali się do siebie, nawet na siebie nie patrzyli. Do czasu gdy…

Hermiona spieszyła się na lekcje, ponieważ zaspała. Obudziła się 10 minut przed lekcjami. Szybko wstała i zabrała się za ogarnianie swojej twarzy i burzy loków. Jednym zaklęciem wyprostowała włosy i zrobiła sobie delikatny makijaż. Nałożyła na siebie czarne spodnie i koszulę z herbem Gryffindoru. Do torby spakowała najważniejsze rzeczy i wyszła. Biegiem pędziła do klasy, gdy nagle wpadła na kogoś. Odbiła się od jego klatki piersiowej i upadła. Odgarnęła włosy z twarzy i podniosła wzrok. O nie, znów to samo.
-Patrz jak łazisz, Granger. – Rzucił ozięble i nawet nie pomógł jej wstać.
-Jako gentelman powinieneś pomóc mi wstać, ale kto, by chciał pomóc takiej szlamie jak ja, co Malfoy? – Odwróciła ze siebie wzrok i spojrzała na blondyna, który słysząc jej słowa zatrzymał się.
-Masz rację, Granger. – I znowu ruszył przed siebie. Gryfonka prychnęła na jego słowa i wstała. Otrzepała jeszcze spodnie i już wolniejszym krokiem szła w stronę Sali od Transmutacji. Zastanawiała ją jedna rzecz. Dlaczego on nie jest na lekcji? Wzruszyła ramionami i weszła do klasy.
-Przepraszam za spóźnienie, ale zaspałam. – Uśmiechnęła się do nauczycielki i spojrzała na swoją ławkę. Siedział w niej Draco. Co? Ale co on tu robi? Ze zdziwioną miną usiadła obok chłopaka. Spojrzała na jego bladą twarz i wyjęła książki. Minevra McGonagall zapisała na tablicy temat lekcji.
                       Transmutacja zwierząt w przedmioty.
Wszyscy posłusznie zapisali temat, oprócz pewnego blondyna, który siedział sobie jakby był w jakiejś kawiarni czy coś.
-Co ty robisz? – Zapytała zdumiona Hermiona. Draco spojrzał na nią jakby to było oczywiste.
-Siedzę, nie widzisz? – Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta.
-Ty se chyba kpisz.
-Nie, ty lepiej zajmij się swoimi sprawami. – No tak mogła się tego spodziewać. Wzruszyła ramionami i wróciła do pisania. Co ja się będę nim przejmować? Po zapisaniu wszystkiego zabrała się za wykonywanie polecenia jakie zostało im dane. Wzięła swoją różdżkę i machnęła nią wypowiadając formułkę transmutacji. Mały niebieski ptaszek momentalnie zamienił się w szczotkę do włosów.
-Gratuluję! 15 punktów dla Gryffindoru! – Cała sala zabrzmiała oklaskami, tylko pewien chłopak prychnął pod nosem i odwrócił wzrok.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Przez cały dzień Prefekci nie odezwali się do siebie słowem. Może trochę im nie pasowała swoja obecność, ale nic nie mogli na to poradzić. Starali się z całych sił ignorować siebie. Po skończonych lekcjach Hermiona udała się do biblioteki. Usiadła w swoim miejscu, czyli w jakimś kącie i z torby wyjęła swoją ulubioną, mugolską książkę. W jednej chwili lektura ją pochłonęła. Godziny mijały jak szalone, a ona nawet tego nie odczuwała. Ona była wtedy w innym świecie – w świecie książkowym.  Zazwyczaj nikt jej nie przeszkadza przy czytaniu, ale po pewnym czasie nie mogła już się skupić i od jakiś 5 minut czytała tą samą linijkę. Podniosła wzrok znad książki i ujrzała parę czarnych oczu. Westchnęła. Odłożyła książkę na kolana i uśmiechnęła się do Notta.
-Mam coś na twarzy? – Zapytała i od razu złapała się za twarz. Chłopak się zaśmiał i wstał ze swojego miejsca, w którym siedział. Podszedł do dziewczyny i podał jej rękę.
-Theodor Nott. – Przedstawił się, mimo, że doskonale wiedział, że ona wie kim on jest. Miona się uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń.
-Hermiona Granger. – Lekko nią potrząsnęła. Czarnowłosy się uśmiechnął, a Hermionie zmiękły nogi. Miał cudowny uśmiech, on był cudowny
-Co u ciebie słychać, Hermiono? – Oparł się o jeden ze stolików i skrzyżował ręce na piersi, nadal się uśmiechając.
-W porządku, Theo. – Zarumieniła się. - Mogę tak do ciebie mówić? – Zapyta niepewnie. Na jej słowa zaśmiał się krótko.
-Jasne, z twoich ust to brzmi jak imię jakiegoś Wielkiego Czarodzieja. – Teraz oboje się śmiali. Nagle ujrzeli przed sobą Panią Pince. Była zdenerwowana.
-Możecie być cicho? To jest biblioteka! Proszę natychmiast opuścić to miejsce! – Powiedziała ostro. Zachichotali cicho i wyszli z biblioteki, przykuwając tym uwagę innych. Ustali przed drzwiami i spojrzeli na siebie. Theodor był dużo od niej wyższy, ale nie przeszkadzało im to. Śmiali się jeszcze przez chwile i nastała grobowa cisza. Chłopak schował ręce do kieszeni i nerwowo zaczął się rozglądać. Kątem okna patrzył na jej spokojną i uśmiechniętą twarz. Wpadł mu do głowy niegłupi pomysł.
-Hmm, Hermiona. – Zaczął niepewnie. Denerwował się, co nie było w zwyczaju Ślizgonów.
-Tak? – Spojrzała na niego swoimi czekoladowymi oczami.
-Może pójdziemy na błonia, na spacer? – Rzucił na jednym wydechu.
-Jasne. – Uśmiechnęła się dodając mu otuchy i skierowali się do wyjścia z zamku. Zwracali uwagę przechodniów, ponieważ uczniowie Domu Węża nie zadawali się z Gryfonami, a tu proszę. Nott i Granger idą razem uśmiechnięci. Skierowali się na błonia i gdy wyszli z budynku, otulił ich chłodny powiew wiatru. Był już wieczór i na niebie pojawiły się gwiazdy. Dziewczyna wzdrygnęła się, bo momentalnie zrobiło jej się zimno. Otuliła się rękoma, w nadziei, że to coś da, ale nic z tego. Czarnooki spojrzał na towarzyszkę i ściągnął z siebie swoją szatę. Narzucił ją na ramiona Herm i objął ją jeszcze ramieniem. Był bardzo blisko, aż czuł jej perfumy. Zaciągnął się jej zapachem i uśmiechnął się. Skierowali się na najbardziej oddaloną ławkę i usiedli na niej. Siedzieli w przyjemnej ciszy i podziwiali gwiazdy.
-Zobacz! – Pokazała palcem na niebo. – Spadająca gwiazda!
-Pomyśl życzenie. – Po jego słowach zamknęła oczy i pomyślała. „Chcę, żeby wszystko się jakoś ułożyło.” Podniosła powieki i spojrzała na Theo. Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
-Co pomyślałaś?
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni. – Zaśmiała się i jeszcze raz spojrzała w gwiazdy. Jak była mała, zawsze siadała na dachu swojego domu i podziwiała niebo nocą. Uśmiechnęła się na wspomnienia tamtego czasu. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że jest czarownicą i gdyby nie to teraz pewnie byłaby w jakimś High School i miała normalne przyjaciółki i chłopaka, ale nie żałuje tego. Jej życie byłoby nudne, gdyby nie czary. Nie poznałaby też Harrego, Rona i Ginny, a teraz Theodora. Bez tej trójki nie widzi życia. Oni nadają sens wszystkiemu. Znów poczuła jego wzrok na sobie. Spojrzała w jego stronę. Westchnął głośno, jego buty nagle zrobiły się interesujące. Położyła swoją dłoń na jego ramieniu, a on wtedy się odezwał.
-Wiesz, Draco nie jest taki, za jakiego go masz.
-Co? – Zdziwiła się na jego słowa.
-On – zawahał się. – Nie jest taki,  on się tak zachowuje, bo nie jest mu łatwo.
-Ale to nie oznacza, że musi się wyżywać na mnie… - Posmutniała. Od 6 lat nazywa ją szlamą, teraz znowu.
-Posłuchaj, on tak naprawdę nie myśli. Już dawno zrozumiał, że to dziecinne cały czas cię tak nazywać, on po prostu lubi się bawić i dokuczać innym.
-Aha, to czemu cały czas to robi? – Zdenerwowała się. – Przez kolejny rok słyszę to samo, na każdym kroku jestem przez niego obrażana, poniżana i upokarzana, ale to tylko dlatego, że Królewicz Slytherinu – Zaczęła wymachiwać rękoma. – Lubi się bawić kosztem czyjejś psychiki i wylanych łez. Co on w tym takiego widzi? – Łzy zaczęły spływać po jej czerwonych policzkach od zimna. Nienawidziła płakać przy ludziach i obarczać ich swoimi problemami. Życie nauczyło ją tego, by rozwiązywać je samemu. Theodor przytulił ją mocniej do siebie i zaczął kołysać, by się uspokoiła. On też nie rozumiał swojego przyjaciela. Skoro już dawno to zrozumiał, to czemu nadal to robi? A ta mała osóbka tak przez to cierpi.
-Pogadam z nim. – Powiedział stanowczo. Nie mógł już dłużej na to patrzeć.
-Co?! Nie! Nie możesz mu pokazać, że jest mi z tym źle!
-Już dawno miałem z nim o tym porozmawiać, może jakoś przemówię mu do rozsądku i on wreszcie dorośnie.
-Wątpię… - Powiedziała cicho i odwróciła wzrok, z nadzieją, że tego nie usłyszał, ale niestety. Zaśmiał się i przyznał jej racje, ale i tak wolał spróbować. Posiedzieli jeszcze chwilę i ruszyli do zamku, by się ogrzać.

Weszli do budynku i otrzepali się z kurzu. Nagle przed nimi ustał blondyn i spojrzał dziwnie na swojego przyjaciela, a potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Spojrzeli sobie prosto w oczy i on od razu przeniósł wzrok na ścianę obok. Hermiona poczuła dziwne ukłucie w sercu. W jego oczach nie widziała odrazy tylko… smutek? Nie patrzył na nią jakby znów chciał ją poniżać czy coś. Patrzył na nią jakby jej współczuł i coś zrozumiał. Draco odchrząknął i spojrzał na Theodora.
-Musimy porozmawiać. – Rzucił stanowczo, nie przyjmując sprzeciwu.
-Też tak uważam. – Ruszyli przed siebie razem z Hermioną, która była osłupiała. Weszli po schodach na 5 piętro. Po drodze natknęli się na Flicha. Wytłumaczyli mu tylko, że właśnie skończyli patrol i idą spać, a ten nie za bardzo przekonany uwierzył im i odszedł. Ustali przed portretem i blondyn wypowiedział hasło, po czym weszli do pokoju wspólnego. Hermiona już ogarniająca wszystko co się z nią dzieje podeszłą do Theodora i pocałowała go  policzek.
-Będzie dobrze, nie martw się. – Uśmiechnęła się jeszcze do niego ciepło i skierowała się do swojego pokoju. Pomachała jeszcze ręką na pożegnanie i zniknęła za drzwiami. Zamknęła je i wypuściła powietrze z płuc, biorąc jeszcze duży wdech i wydech. Po paru minutach wzięła się w garść, zabrała swoją piżamę z łóżka i poszła wziąć prysznic. Rozebrała się do naga i weszła do kabiny. Odkręciła kurki i gorąca woda spłynęła po jej ciele razem z myślami. Oprócz jednej – dlaczego Draco tak na nią patrzył? Ze współczuciem? Ona nie chce współczucia! Ona nie chciała być już więcej poniżana. Czy o tak wiele prosiła? Nie… więc dlaczego nie potrafił tego zrozumieć? A no tak, przecież to Draco, go nikt nie rozumie, oprócz jego samego. Po długich rozmyślaniach umyła staranie ciało i wyszła. Osuszyła się ręcznikiem, ubrała się w piżamę i poszła do swojego pokoju. Potrzebowała snu i to dużo. Była bardzo zmęczona, więc gdy tylko położyła głowę na poduszkę, usnęła spokojnym snem. Ale w pokoju obok nie było aż tak spokojnie Draco chodził po pokoju jak poparzony, a Nott siedział spokojnie na kanapie popijając Ognistą Whisky. W końcu Malfoy nie wytrzymał i eksplodował.
-Co ty sobie wyobrażasz?!
-Ciszej, idioto. Nie jesteś tutaj sam, za ścianą śpi Hermiona.
-O, Hermiona, a od kiedy ona cię tak interesuje, hm? – Zapytał oburzony.
-Od zawsze. – Powoli blondyn zaczynał go irytować. – Na Merlina, gdybyś nie kierował się stereotypami takimi jak to głupia czystość krwi to zauważyłbyś, że Hermiona, mimo wszystko to piękna i inteligentna dziewczyna. Masz taki skarb pod nosem, ale ty tego nie widzisz! – Odłożył szklankę na stolik i wstał. Ustał naprzeciwko przyjaciela i zaczął wymachiwać rękoma. – Otrząśnij się wreszcie! Wiesz jak bardzo ją ranisz swoimi słowami? A nic nie rani tak bardzo jak słowa. Jeżeli nie chcesz jej nawet poznać to nie zwracaj na nią uwagi i nie poniżaj jej! Ona nie jest zabawką! – Oddychał bardzo ciężko, a Malfoy’a aż zatkało. W sumie miał rację, nie znał jej a kierował się tym co mu dyktowali przez całe dzieciństwo. Czystość krwi przede wszystkim. Może, by tak spróbować czegoś nowego? Westchnął i spuścił wzrok.
-Masz rację, wybacz. Od zawsze kieruję się tym co wpajali mi moi rodzice przez całe życie, w szczególności ojciec, matka to tam jeszcze pokazywała mi co to miłość i przyjaźń, dlatego nie jestem aż takim skurwielem…
-No ja nie wiem. – Zaśmiał się Theo, na jego słowa.
-Dzięki, stary. – Już oboje się śmiali. Rozbawieni usiedli jeszcze na kanapie przed kominkiem i pili swój trunek. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, już dawno tak nie było. Może wszystko się jeszcze ułoży jak zażyczyła sobie tego Hermiona?

                         ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moi drodzy! Wróciłam, żyję, jest wszystko okej jak na ten moment. Rozdział miałam dodać w sobotę, ale jakoś to wyszło i jest dzisiaj, ale ważne, że jest. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście i o mnie pamiętacie. Bardzo chciałabym dodawać je częściej, ale czas mi na to nie pozwala, jestem cały czas zawalona nauką, treningami, lekarzami, korkami i innymi tego typu rzeczami. Nawet weekendy mam zawalone, ale mimo wszystko się nie poddaję i ciągle piszę. Oczywiście nie myślcie sobie, że was zostawiłam, bo tak nie jest. Co do rozdziału, jest na pewno dłuższy niż poprzedni, ale to nie jest jeszcze zadowalająca długość. Fabuła się rozwija i teraz może być już tylko lepiej, albo gorzej kto wie. Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Kolejny postaram się dodać wcześniej, ale nie nastawiajcie się na to, bo to nie jest pewne. Ja uciekam do nauki, a wam życzę miłych snów. Dobranoc! 

sobota, 3 października 2015

Denerwujący Ślizgon

              Nadszedł środek tygodnia – środa. Teraz głównym tematem był zbliżający się mecz Qudditcha, który miał odbyć się w następną sobotę. Grać będzie drużyna Gryffindoru i Slytherinu. Nikogo nie mogło tam zabraknąć, bo zazwyczaj mecze z ich udziałem były najciekawsze. Niektórzy zaczęli obstawiać zakłady, co było zabronione, ale i tak to robili. Oczywiście każdy musiał znaleźć też czas na naukę. Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić do swoich obowiązków. Siódme klasy dostawały największy wycisk. Każdy spędzał jak najwięcej czasu nad książkami. Biblioteka pękała w szwach, chyba nawet Ślizgoni zmusili się do spędzania czasu w tamtym miejscu. Hermiona jak zwykle miała swoje miejsce gdzieś w cichym kącie. Nikt je nie przeszkadzał. Właśnie odrabiała pracę domową z Eliksirów i pisała esej na Transmutację. Wszystko szło jej dość sprawnie, aż nagle ktoś musiał jej w tym przeszkodzić. Zresztą jak zwykle. Ustał przed nią uśmiechnęły od ucha do ucha Ron.
-Coś się stało Ronaldzie? – Uniosła głowę znad pisanego wcześniej wypracowania. Spojrzała na niego wyczekująco. Rudzielec zawahał się na chwilę.
-No bo… Muszę napisać esej, a są treningi i nie mam czasu i…
-I chcesz, żebym za ciebie napisała? Nie, Ron. Posłuchaj, wiem, że te treningi naprawdę dużo dla ciebie znaczą, ale spójrz na to z innej strony. Na egzaminach końcowych też poprosisz mnie, żeby je za ciebie napisała? – Wstrzymał na chwile oddech mocno się nad czymś skupiając, w końcu wypuścił powietrze z płuc i znów się zawahał.
-Masz racje, Hermiono. Nie powinienem cię o to prosić. – Spuścił wzrok. Widać, że było mu bardzo głupio z tego powodu. Dziewczyna tylko westchnęła i zabrała od niego papirus, który trzymał w ręku. Spojrzał na nią pytająco, ale ona się tylko uśmiechnęła.
-Wiem, że jest ci głupio i bardzo zależy ci na tym meczu, ale to jest ostatni raz kiedy to za ciebie robię, pamiętaj. – Na twarz rudzielca znów wpłynął promienny uśmiech. Przytulił mocno szatynkę i podziękował jej. Miona zaśmiała się krótko i wróciła do pisania. Czeka ją jeszcze kolejna godzina pisania, ale przynajmniej czuła, że pomogła przyjacielowi.

              Draco - kapitan drużyny węży po długim wykłócaniu się z Potterem o boisko poszedł na chwilę do szatni. 30 minut drużyna bliznowatego, 30 minut jego drużyna i przerwy 5 minutowe. Tak wyglądał ich trening. W sobotę mecz, a oni są jeszcze w ciemnej dziupli z treningami. Wierzył w umiejętności swoich zawodników, ale jednak trzeba było mieć tą 100% pewność, że dadzą z siebie wszystko. Siedział na ławce i przyglądał się jak Gryfoni grają. Musiał przyznać, że byli dobrzy, ale nie tak jak Ślizgoni. Oni mieli ten spryt, którego lwom brakowało. Po jego lewej stronie zasiadł Blaise, a po prawej Nott. Oboje byli w dobrych humorach. Strasznie wtedy byli irytujący. Spojrzał na nich krzywo. Czego oni znowu chcą? Nigdy nie przychodzili z własnej woli. No zdarzały się wyjątki. Blaise spojrzał na Draco z przebiegłym uśmieszkiem.
-Dzisiaj twoja pierwsza randka z Hermiona, hmm? – Poruszył znacząco brwiami. Smok zrobił minę jakby mu właśnie powiedziano, że jedna z lasek, które przeleciał, jest w ciąży.
-Że co? – Powiedział równocześnie z Nottem. Spojrzeli oboje po sobie, a potem na Diabła, który nie mógł opanować śmiechu. Złapał się za brzuch i odchylił do tyłu przez co spadł z ławki. Powoli uspokajał swój napad śmiechu, otarł łzy i wstał z podłogi.
-O co ci znów chodzi, Zabini? – Zapytał podejrzliwe blondyn. Coś mu tu nie pasowało.
-Nie mów, że zapomniałeś. – Powiedział śmiertelnie poważnie.
-O czym? – Zdziwił się. Niczego sobie nie przypominał.
-Przecież zaprosiłeś na randkę najładniejszą Gryfonkę, jak mogłeś o tym zapomnieć?!
-Co ty pieprzysz, Diable? Że niby Granger? Ładna? I się z nią umówiłem? – Uniósł jedną brew. To niemożliwe! Blaise wbijał w niego swój wzrok przez co uwierzył w jego słowa i się przeraził. Złapał się za głowę. O Merlinie, co ja najlepszego zrobiłem… Zasłonił usta dłonią. Czarnoskóry chłopak znowu nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
-Gdybyś widział swoją minę. – Zaśmiał się jeszcze głośniej i zwrócił uwagę trenujących w tej chwili Gryfoniaków. – A tak poważnie to… - Zaśmiał się jeszcze krótko i dokończył. – Masz dzisiaj z nią patrol, zapomniałeś? Przecież jesteś Prefektem… - Draco walnął przyjaciela z całej siły w ramie. – Za coo?! – Musiał przyznać, że miał siłę w łapie.
-Za twój debilizm, kretynie! – Oburzył się i wstał kierując się na boisko. Dzisiaj miał ten łupi patrol z tą denerwującą osobą. Jak on to przeżyje? Jakoś musi dać radę, przecież to był jego obowiązek, nie mógł się z tego zerwać. Westchnął. Złapał swoją miotłę i na nią wsiadł. Podleciał do Pottera i powiedział, że teraz jego kolej. Harry zgodził się na oddanie boiska i skierował się do szatni, by się przebrać po skończonym treningu. Draco zawołał swoich podopiecznych, a oni w szybkim tempie pojawili się obok niego. Po raz kolejny tego dnia przedstawił im swoją taktykę i kazał im dać z siebie wszystko. Wszyscy zgodzili się z blondynem i zajęli swoje pozycję na boisku. Kapitan drużyny cały czas mówił im co mają zrobić. Musieli wygrać ten mecz. Wszyscy starali się zadowolić kapitana i samych siebie. Bardzo zależało im na wygranej i imprezie w pokoju wspólnym, bo dawno nie było powodu do picia. Na sam koniec Smok zadowolony pochwalił wszystkich.
-Jak zagracie tak jak teraz na treningu to na 100% wygramy. Zrozumieliśmy się? – Wszyscy przytaknęli i polecieli do szatni. Każdy był gotowy na sobotę.

             Hermiona przyszła zmęczona do Pokoju Wspólnego Prefektów i opadła na kanapę, rzucając gdzieś w kąt swoją torbę. Chciała tylko wziąć prysznic i pójść spać, ale na jej nieszczęście do pokoju zawitał Draco i zniszczył jej marzenia siedmioma słowami.
-Mamy dzisiaj razem patrol, zbieraj się, Granger. – Nawet na nią nie spojrzał i wszedł do swojej sypialni.
-Co? – Zdziwiła się i natychmiast wstała. Jaki patrol?! Podniosła torbę z ziemi i pobiegła do swojego pokoju. Przypomniało jej się, że dostała od McGonagall jakąś dodatkową kartkę, ale nie zaglądała do niej. Szybko ją odnalazła i przeczytała. Faktycznie, za chwilę rozpoczyna patrolowanie korytarzy z Draco. O Merlinie, za co ty mnie tak nienawidzisz? Westchnęła zrezygnowana i wyszła z sypialni. Blondyn już na nią czekał. Podniósł na nią wzrok gdy zamykała drzwi.
-To jak, idziemy? – Zapytała, a on tylko przytaknął i wyszli.
Była już godzina 2146, a oni musieli tu tkwić jeszcze 14 minut. Przez większość czasu nie zwracali nawet na siebie uwagi, odzywali się tylko wtedy gdy widzieli kogoś lub słyszeli kroki. Hermiona oparła się o ścianę i osunęła się po niej na podłogę. Oparła głowę o kolana i zamknęła oczy. Pragnęła snu, natychmiast. Chłopak spojrzał na jej postać.
-Co ty robisz? – Zdziwił się.
-Śpię, a co? – Chłodno odpowiedziała i podniosła głowę i tym razem oparła ją o ścianę. – Jakiś problem? – Rozłożyła ręce. – Ja nie widzę żadnego, więc o co ci chodzi?
- O to, że mamy to robić wspólnie, a ty se siadasz jak gdyby nigdy nic. Co ty sobie wyobrażasz?! – Oburzył się i zaczął chodzić w kółko.
-Uspokój się, zachowujesz się gorzej niż baba. – Zmarszczyła czoło i spojrzała na niego krzywo.
-Co ty powiedziałaś?! – Podszedł do niej i stanął naprzeciw niej.
-Że – podniosłą się z podłogi i ustała naprzeciw niego. Był od niej dużo wysoki. – Zachowujesz się gorzej niż baba. – Smok się zdenerwował i przysunął Gryfonkę do ściany. Jej serce zaczęło bić szybciej, puls przyspieszył, tak samo jak oddech. Patrzyła prosto w jego szare oczy. Były bardzo tajemnicze, miała ochotę się w nich zatopić.
-Powtórz to. – Powiedział już nieco spokojniej, ale stanowczo i przybliżał się do niej, prawie niezauważalnie. Delikatnie dotknął jej policzka. Hermiona zamarła. On mnie dotyka! Dziewczyna poczuła się strasznie dziwnie, a zarazem cudownie, bo poczuła zapach jego perfum, które zmieszały się z jego miętowym oddechem. O Merlinie! Zamknęła delikatnie oczy i już myślała, ze do czegoś dojdzie, ale zamiast jego ust poczuła chłód. Odsunął się od niej i zaczął się śmiać. Zdenerwowała się. Podeszła do niego i uderzyła go w twarz. Jak on mógł… Łzy napłynęły jej do oczu, a obraz zaczął się rozmazywać. Blondyn złapał się za pulsujące miejsce, ale nadal się śmiał.
-Myślałaś, że pocałuję taką szlame jak ty? – Zaśmiał się jeszcze głośniej. – Jesteś żałosna. – Ma rację, jestem żałosna. Spuściła wzrok i odwróciła się do niego plecami. Ruszyła w stronę swojego dormitorium. Miała ochotę zapaść się pod ziemie. Idąc przed siebie, pozwoliła łzom spływać po jej czerwonych od wstydu policzkach.

                                         ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka, hej! Co tam u was? U mnie jak na ten moment wszystko jest w porządku, leże sobie i zaczynam już pisać 5 rozdział. Ten jest dość krótki, za co was bardzo przepraszam, ale coś się zaczyna dziać. Następny rozdział powinien być trochę dłuższy. A i mam dla was jeszcze jedną wiadomość, niekoniecznie dobrą. Zapisałam się na siatkówkę i wolny będę mieć tylko poniedziałek i czwartek nie licząc weekendów, więc mój czas będzie bardzo ograniczony, a rozdziały będą pojawiały się rzadziej. ALE, postaram się, by były dłuższe, ciekawsze i o wiele więcej będzie w nich akcji, co jest oczywiste. Nie przedłużając, musicie to jakoś przeżyć, ale uwierzcie mi, że warto. Ja już uciekam pisać kolejny rozdział. Dobranoc słoneczka, kolorowych snów!

poniedziałek, 28 września 2015

Prefekt Naczelna

Wszyscy wysiedli z pociągu i ruszyli w stronę zamku. Zatrzymali się przy wysokiej, czarnej bramie do weryfikacji. Nadal to było konieczne, ostrożności nigdy za wiele, jak to powtarzał Dumbledore. Każdy został pomyślnie przeszukany przez profesora Flitwicka i Hagrida. Ruszyli do Hogwartu na uroczystą kolację rozpoczynającą nowy rok szkolny. Ginny, Harry i Ron zostali, by porozmawiać ze starym przyjacielem, ale szatynka nie miała czasu. Chciała się jeszcze rozpakować przed ucztą. Przeprosiła Hagrida i obiecała mu, że gdy znajdzie czas od razu do niego pójdzie. Zostawiła za sobą przyjaciół i spokojnym krokiem szła w stronę szkoły. Gdy otworzyła ogromne drzwi z szybkością światła pojawiła się obok niej Minerva McGonagall. Hermiona mało co się nie przewróciła do tyłu, ale ktoś złapał ją w pasie i uniemożliwił upadek. Uratowana dziewczyna spojrzała na swojego wybawcę. Okazał się nim Draco, który cały czas ją obejmował. Miona dziwnie się poczuła z tym, że Ślizgon ją złapał, ale mimo wszystko była mu wdzięczna.
-Oh, dzięki, Malfoy. – Warknęła i odwróciła od niego wzrok.
-Powinnaś być mi wdzięczna. Dziwie się, że dotknąłem w ogóle taką sz… - Już miał obrazić szatynkę, ale nie dane mu było dokończyć.
-Wystarczy tych pogawędek Smoku, daruj sobie te obelgi. – Oburzył się trochę Nott.
-Bohater się znalazł. – Prychnął i ruszył przed siebie. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła. Minerva cały czas widziała zaistniałą sytuację, ale nic  tym nie zrobiła i czekała, ale chłopcy odejdą, a Herm zostanie sama. Podeszła do niej bliżej.
-Przepraszam za to najście, ale mam dla Ciebie pewną propozycję. – Powiedziała jak zwykle opanowanym i stanowczym głosem. -Chciałabyś może zostać panią Prefekt Naczelną? – Hermione zamurowało. Że niby ona? Prefektem? W sumie było jej to na rękę. Własny pokój, łazienka i jakiś przystojny Prefekt Naczelny. Po tej myśli zgodziła się od razu.
-Oczywiście.
-Cieszę się, nie widziałam nikogo innego na stanowisko oprócz ciebie, panno Granger. Pokój znajduje się na 5 piętrze.
-Tak, wiem. Dziękuję pani profesor. – Uśmiechnęła się szczerze i ruszyła w stronę swojego pokoju. Po drodze mijała śmiejących się uczniów, w szczególności pierwszoroczniaków. Ruszyła schodami na górę i ustała pod portretem starego czarodzieja i podała hasło, po czym weszła do środka. Ku jej oczom ukazał się mały, ale za to piękny pokój wspólny. Ściany były szare, a podłoga biała, za to meble były czarne. Tylko dodatki były w kolorach czerwonych i zielonych. Nie do końca wyglądało ta jak pokój w Hogwarcie, ale podobało jej się to. Na lewo i na prawo znajdowały się drzwi. Wybrała te po lewej i pchnęła je delikatnie. Pokój był idealny! Wszystko było w kolorach Domu Lwa. Ucieszona Herm rzuciła się na łóżko zatapiając się w grubej pościeli. Była w raju. Jednym zaklęciem przywołała tu swój kufer i wstała, by wyjąć z niego potrzebne rzeczy. Naprzeciwko jej ogromnego łóżka znajdowały się kolejne drzwi, które – jak myślała – prowadziły do łazienki. Na prawo od łóżka stała duża szafa, otworzyła ją i była w szoku. Wisiały tam wszystkie szaty szkolne. Koszule i tym podobne. Wyjęła szatę, po czym skierowała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w przygotowane wcześniej rzeczy. Poprawiła sobie makijaż i wyszła z pokoju. Ustała w progu jak spetryfikowana. To jakiś żart?
-Co tu się dzieję?! – Krzyknęła. – Mogę wiedzieć co ty tutaj do cholery robisz, Malfoy?!
-Mieszkam, szlamo. – Wypuściła powietrze z płuc, nie wiedząc, że w ogóle je wstrzymywała. Musiała przyznać, że Prefekt Naczelny był przystojny, tak jak chciała, ale nie musiał być to akurat ten gad! Spojrzała na niego krótko i ruszyła. – A ty gdzie? – Zdziwił się blondyn.
-Hm, pomyślmy. Do Wielkiej Sali? – Przewróciła oczami i wyszła. Jak ona go nienawidziła.
-Zaczekaj! – Usłyszała głos za sobą. O nie, co on znowu chce? Nie może dać jej spokoju? Przyspieszyła trochę kroku, ale Ślizgon i tak ją dogonił. Nagle się zatrzymała i odwróciła się w jego stronę, patrząc głęboko w oczy.
-Czego ty znowu ode mnie chcesz?! Nie możesz dać mi świętego spokoju? Proszę… - Ostatnie zdanie wypowiedziała błagalnym tonem.
-Słuchaj, Granger. Mi też się to nie uśmiecha, że będę musiał z tobą podzielać obowiązki, ale McSztywna…
-Gonagall. – Poprawiła chłopaka. Nikt nie będzie obrażał opiekunki jej domu.
-Mniejsza. Musimy iść razem na tą ucztę, jako Prefekci. Ona tak kazała. –Znów westchnęła ciężko. Co ona zrobiła, że musi go znosić?
-No dobra. – Powiedziała to, żeby mieć go jak najszybciej z głowy i ruszyła przed siebie, nie patrząc czy idzie za nią czy nie. Miała go już dosyć od 6 lat. Jeżeli on nie zmieni podejścia do niej, ona poprosi o zmianę współlokatora. Jak na ten moment postanowiła mu dać szansę. Delikatnie podniosła na niego wzrok. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny i nie dziwiła się dlaczego podobał się całej szkole, ale przecież to Malfoy! Ten arogancki, chamski i denerwujący Ślizgon. Mógł być to każdy, tylko nie on… Dlaczego McGonagall jej to robiła? Przecież wiedziała jakie są stosunki między nimi. Nienawidzą się od najmłodszych lat. Czy to było takie trudne do zrozumienia? Widocznie tak. Westchnęła cicho i ustała przed drzwiami do Wielkiej Sali. Przedstawienie czas zacząć. Pchnęła drzwi. Z uniesioną głową i pewnym krokiem ruszyła przed siebie w kierunku stołu Gryffindoru. Blondyn kroczył tuż za nią, tylko jego celem był stół Domu Węża. Wszystkie pary oczu zwróciły się ku im. W końcu nie codziennym widokiem jest to, że najwięksi wrogowie idą razem i nie mają najmniejszej ochoty się pozabijać. Hermiona usiadła obok rudej i nie patrząc nawet na nią, wiedziała jaką ma teraz minę. Była w szoku, w sumie jej się nie dziwiła. Na ambonę wszedł Dumbledore i rozpoczął swoją przemowę.
-Drodzy uczniowie! Bardzo cieszę się, ze mogę was znów widzieć i widzieć was po raz pierwszy. – Zwrócił się do pierwszych klas i uśmiechnął się przyjaźnie. – Oznajmiam i zarazem przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest ZABRONIONY. Możecie tam wejść pod opieką nauczyciela lub Prefekta Naczelnego. Ach, tak! W tym roku Prefektami są Hermiona Granger i Dracon Malfoy! – Cała Wielka Sala rozbrzmiała brawami. Oboje wstali i rozejrzeli się po pomieszczeniu. Usiedli dopiero gdy ich wzrok się spotkał. Dyrektor jednym ruchem dłoni uciszył wszystkich zgromadzonych. – Nie przedłużając, w tym roku nic się nie zmienia. Wszyscy nauczyciele uczą tego, czego uczyli w tamtym roku. Tak więc, uroczyście otwieram nowy rok szkolny! Smacznego! – Kiwnął palcem a na stołach pojawiły się przeróżne potrawy i smakołyki. Wszyscy wzięli się za jedzenie, a najbardziej pierwszoklasiści i Ron. Miona spojrzała na niego rozbawiona i nałożyła sobie na talerz kawałek pieczeni. Siedzieli pogrążeni w rozmowie i nagle przed nimi zmaterializowały się plany zajęć. Szatynka wzięła papirus w rękę i mało co się nie zadławiła. Prawie wszystkie lekcje były ze Ślizgonami. Naprawdę? Za jakie grzechy? Spojrzała na stół wrogiego domu. Oni też nie byli zadowoleni. Schowała plan do kieszeni szaty i dokończyła posiłek, po czym przeprosiła Ginny i poszła do swojego dormitorium. Była bardzo zmęczona podróżą i wszystkim innym, szczególnie użeraniem się z Malfoy’em. Po drodze idąc do łóżka ściągała po kolei z siebie ubrania i z kufra wyjęła swoją ulubioną piżamkę w jednorożce. Położyła się do łóżka i szybko usnęła. Jutro czeka ją prawdziwa męka.

         Nastał kolejny dzień. Hermiona otworzyła oczy i spojrzała przez okno. Uśmiech pojawił się jej na twarzy, ale nagle przypomniała sobie, że dzisiaj ma same lekcje ze Ślizgonami i ten uśmieszek zniknął z jej twarzy. Westchnęła i podniosła się do pionu. Przygotowała sobie ubrania i poszła do toalety. Gdy skończyła ubrała się i spakowała torbę na dzisiejsze lekcje.
1. Eliksity
2. Transmutacja
3. Zielararstwo
4. Starożytne Runy
5. OPCM
6. Zaklęcia i uroki
7. Astronomia
8. Historia Magii
Siódma klasa nie była łatwa. Było dużo więcej przedmiotów i trzeba było dawać z siebie wszystko. W końcu w tym roku zdawali egzaminy, a Herm chciała zdać wszystko na Wybitny. Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z pokoju po drodze napotykając się na blondyna. Spojrzała na niego z odrazą i poszła przed siebie. Nie miała najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Schodami zeszła na dół do samych lochów i zatrzymała się pod salą eliksirów. Nagle w oddali zauważyła Harry’ego i pomachała mu. Czarnowłosy podszedł do niej i uścisnął ją krótko. Porozmawiali chwilkę i pojawił się Slughorn. Nakazał wszystkim wejść do sali i zająć miejsca. Hermiona jak zwykle popędziła do pierwszej ławki, by jak najwięcej usłyszeć i wynieść z lekcji. Obok niej usiadł jakiś Gryfon, ale nie zwracała na niego uwagi. Otworzyła książkę i zaczęła czytać dzisiejszy temat – Amortencja.
-Moi mili, dzisiaj będziecie sporządzać Amortencję. Jak wiecie jest to bardzo niebezpieczny eliksir, ale nie macie się czym przejmować nie będę kazał wam go pić. – Zaśmiał się. – Chce, żebyście mogli rozróżnić czy ktoś was chce nim otruć. Otóż, Amortencja pachnie tak jak nasze ulubione zapachy, ale informacje na ten temat znajdziecie na stronie 465. Miłej pracy. – Uśmiechnął się i usiadł przy swoim biurku. Dziewczyna od razu zabrała się do pracy. Nigdy nie próżnowała. Gdy starannie odliczała składniki poczuła lekkie uderzenie w plecy. Odwróciła się i nic nie zauważyła, więc wróciła do wykonywanej czynności. Znów poczuła lekkie uderzenie i usłyszała szepty. O co chodzi? Odwróciła się i ujrzała rząd równych i nieskazitelnie białych zębów. O matko! Theodor. Był naprawdę niezwykle przystojny, ale dla Hermiony liczyło się teraz tylko to, żeby eliksir się udał i dostała W.
-Możesz mi nie przeszkadzać? – Uśmiechnęła się słodko. – Dziękuję. – Odwróciła się i zabrała się z powrotem do pracy. Po 30 minutach Amortencja była idealnie uważona, a Hermiona z siebie zadowolona. Profesor Slughorn podszedł do niej i uśmiechnął się.
-Idealnie! Panno Granger, 20 punktów dla Gryffindoru! – Uścisnął jej dłoń gratulując jej umiejętności, a wszyscy zaczęli bić jej brawa. Ucieszona wyszła z klasy na przerwę. Teraz miała Transmutację. Ruszyła przed siebie kierując się do sali, w której miały odbyć się zajęcia. Gdy znalazła się już na miejscu wyjęła z torby podręcznik i usiadła na parapecie. W okropnym hałasie czytała dzisiejszy temat. Chciała zdobyć dzisiaj dużo punktów dla swojego Domu. McGonagall wyszła z sali i zaprosiła uczniów do klasy. Lekcja rozpoczęła się w spokoju, ale jacyś Ślizgoni musieli rozpocząć swoje pogawędki. Oczywiście Hermiona wiedziała kto to był. Zirytowana nauczycielka zabrała głos.
-Panie Malfoy, proszę przesiąść się do pierwszej ławki. – Powiedziała stanowczo nie uznając sprzeciwu. Miona gorączkowo rozglądała się po sali. Tylko u niej w pierwszej ławce było wolne miejsce. No nie, to chyba jakieś kpiny. Postanowiła zawalczyć o swoje, nie pozwoli, by jakiś tleniony blondas przeszkodził jej w nauce.
-Ale Pani Profesor, jest tyle wolnych miejsc, dlaczego akurat tutaj? Zresztą mogłaby, Pani dać mu jedną szansę… - Powiedziała błagalnym tonem, robiąc minę zbitego psa, ale Minerva była nieugięta.
-Nic z tego. Panie Malfoy. – Pokazała palcem na miejsce obok dziewczyny. – Zapraszam. – Zrezygnowany chłopak pożegnał się z Blaisem i Nottem. Zabrał swoje rzeczy i usiadł obok szatynki.
-Cześć brzydulo. – Powiedział śmiejąc się i odwrócił się do chłopaków i pokazał im jakieś znaki.
-A gdzie pojawiła się szlama, Malfoy? – Udała zdziwioną. Już wolała, żeby mówił do niej brzydula niż szlama, ale nie mogła się powstrzymać, u go o to nie zapytać.
-Mogę wrócić do tego jeśli…
-Nie. – Powiedziała stanowczo. – I zamilcz już, chcę się czegoś nauczyć. – Powróciła do zapisywania tematu.

         Lekcja Transmutacji przebiegła pomyślnie. Malfoy, ani razu się do niej nie odezwał, no chyba, że czegoś nie rozumiał. Na tych zajęciach musieli transmutować przedmiot w swoje ulubione zwierzę. Łatwizna. Reszta lekcji też minęła dość przyjemnie. Na zielarstwie znów przesadzali Mandragory, na starożytnych runach nie było nic nowego, oprócz tego, że była to lekcja z Puchonami. Jedyny plus. OPCM było koszmarne, Snape jak zwykle narzekał i był surowy, ale Hermiona i tak zdobiła 30 punktów za dobre odpowiedzi. Na zaklęciach i urokach powaliła Malfoy’a i Zabiniego, Notta jeszcze oszczędziła, ale była zadowolona ze swoich umiejętności. Astronomia była dość ciekawa, ale jednak uciążliwa, bo była prowadzona w dzień, a zazwyczaj ten przedmiot był prowadzony w nocy. W końcu nadeszła Historia Magii, najluźniejszy przedmiot dla szatynki. Był lekki i do zrozumienia jeżeli słuchało się nauczyciela. Cały dzień jakoś minął, aż wreszcie wszyscy mogli udać się do Wielkiej Sali na wyczekiwany obiad. Wszyscy jedli ze smakiem. Dziewczyna po skończonym obiedzie zabrała Ginny do swojego dormitorium na plotki. Usiadły na wygodnym łóżku i pogrążyły się w żywej rozmowie. Rozmawiały o wszystkim i o niczym. Nagle za ścianą usłyszały śmiechy. Miona przewróciła oczami.
-To tylko Malfoy, zignoruj to. – Uśmiechnęła się i powróciła do rozmowy, ale śmiechy były jeszcze głośniejsze. Westchnęła głośno i podniosła się z łóżka. – Zaraz to załatwię. – Otworzyła drzwi i zobaczyła Blondyna z jego przyjaciółmi. Pili Ognistą Whisky i śmiali się w najlepsze. Stała i przyglądała im się w zdziwieniu, a oni jej nawet nie zauważyli. W końcu się zdenerwowała i krzyknęła.
-Co tu się dzieje?! – Cisza. – Możecie się zamknąć? Nie jesteście tu sami! – Skrzyżowała ręce na piersi.
-Oh, wyluzuj Mionka. – Powiedział Zabini.
-Ja ci dam wyluzuj, po prostu łaskawie zamknijcie jadaczki, albo idźcie gdzie indziej. – Pomału zaczynała histeryzować.
-No dobrze, już będziemy cicho. – Uśmiechnął się czarnoskóry.
-No ja myślę. – Odwróciła się na pięcie i wróciła do pokoju. Ginny ewidentnie była rozbawiona tą sytuacją. Hermiona też się zaśmiała. Ślizgoni już do końca dnia nie byli głośno jak wcześniej, mimo, że i tak było ich słychać, ale to było do przeżycia. Obie dziewczyny były już zmęczone i pożegnały się krótkim buziakiem  policzek. Na szczęście Herm mogła iść wziąć gorący prysznic i pójść spać. Najwidoczniej chłopcy poszli w jej ślady i rozstali się gdy byli już lekko wstawieni. Nie rozumiała ich, był początek tygodnia, a oni już pili, no ale cóż. Kto ich zrozumie? Zaśmiała się w duchu i wróciła do pokoju, by położyć się do łóżka i odejść w objęcia Morfeusza. Draco już nie miał sił, by się umyć więc zdjął z siebie ubrania i opadł na łóżko od razu zasypiając. Jutro czeka ich pierwszy patrol razem, muszą mieć siły na użeranie się ze sobą…

                                     ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale szkoła daje o sobie znać. Jednak rozdział dokończyłam, nie jestem z niego aż tak zadowolona, ale nie chciałam was dłużej przetrzymywać i jakoś go dokończyłam. Nie chcę niczego robić na "odwal", ale byłam do tego zmuszona, ale to się już nie powtórzy i możecie mi ten jeden raz wybaczyć:) Następny rozdział postaram się dodać szybciej i zrobię wszystko, by był lepszy niż ten. Nie przedłużając, mam nadzieję, że wam się spodobało. Liczę na wasze komentarze:) Dobranoc! 

poniedziałek, 21 września 2015

Kierunek - Hogwart

Chłodny wiatr kąsał jej odkryte ramiona. Spojrzała na budynek przed nią. Nora. Już nie mogła się doczekać miłego głosu Pani Weasley. Ciepła z jakim witała wszystkich. Cudowna kobieta. Rozejrzała się dookoła, Kingsley chyba wrócił do Ministerstwa, bo nigdzie go nie było. Złapała za rączkę kufra i ruszyła przed siebie. Delikatnie zapukała do drzwi. Nie musiała długo czekać, bo od razu się uchyliły a w nich stała Molly. Nic się nie zmieniła. Tez same rude włosy i ten sam promienny uśmiech na twarzy.
-Hermiona! – Przytuliła ją do siebie. – Jak miło cię znów widzieć, kochanie. Zmieniłaś się, wypiękniałaś. – Szatynka zarumieniła się na te słowa.
-Też miło panią znów zobaczyć. – Uśmiechnęła się. – Wszyscy mi to mówią.
-Nic dziwnego. Na pewno jesteś głodna, siadaj do stołu zaraz będzie kolacja. – Ruszyła do kuchni.
-Och, nie trzeba, jadłam przed teleportacją. Jestem zmęczona. Pójdę się przywitać z Ginny i innymi, a potem pójdę spać.
-Niech ci będzie, twój pokój jest tam gdzie wcześniej.
-Dziękuję. – Rzuciła i ruszyła na górę. Od ostatniego czasu nic się tu nie zmieniło. Te same schody, ta sama tapeta na ścianach. Wszystkie wspomnienia wróciły. Cieszyła się że wraca do Hogwartu, to był jej drugi dom. Tam uczyła się jak posługiwać się swoim darem. Gdy była mała zaczęła robić dziwne rzeczy. Potrafiła nie ruszając się z miejsca ściągnąć słoik z ciastkami, który stał wysoko. Gdy się denerwowała światło w pokoju, w którym się znajdowała migało. Jej rodzice byli przerażeni i zabrali ją  do lekarza, ale ona tam nie pokazywała swoich zdolności. Głos w głowie podpowiadał jej, że nie może i lekarz uznał ich za wariatów. W końcu gdy ukończyła 11 rok życia, przyszedł list. Kiedy go przeczytała, była najszczęśliwszą osobą na świecie i od tamtego czasu wiedziała, że to właśnie tam, znajdzie swoje prawdziwe ja. Cichutko podeszła do drzwi od pokoju chłopaków. Delikatnie je pchnęła i zobaczyła te same twarze. Uśmiechnęła się. Harry i Ron przez chwile stali jak spetryfikowani, pierwszy przywitał się czarnowłosy. Uściskał ją jak młodszą siostrę.
-Miona! Stęskniłem się za tobą! – Radość jaka od niego biła, była wręcz namacalna. Hermiona też cieszyła się, że go widzi.
-Też się cieszę, Harry. – Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Odsunęli się od siebie. Ron stał z delikatnym uśmiechem na twarzy. Rozłożył ramiona i czekał, aż ona podejdzie.
-Och, Ron. – Powiedziała i przysunęła się do niego. Oplótł swoje ręce wokół niej. Czuła ciepło bijące od niego. – Miło cię znów widzieć.
-Ciebie również, Hermiono. – Uśmiechnął się. – Zmieniłaś się. – Dziewczyna odsunęła się od niego.
-Tak, wiem. Wszyscy mi to mówią. – Zaśmiała się. – Wybaczcie, ale jestem bardzo zmęczona. Dobranoc! – Odpowiedzieli jej chórkiem i wyszła. Skierowała swoje kroki na piętro wyżej. Na drzwiach nadal widniały wyskrobane nożykiem postacie. Ten dzień pamiętała doskonale. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że kiedyś z obiadu zabrała nożyk i skrobała nim po drzwiach. Pani Molly na początku była zdenerwowana, ale potem sama się roześmiała. Hermiona westchnęła głośno i weszła do swojego pokoju. Czystość tego pomieszczenia powalała na kolana. Ani odrobiny kurzu. Odłożyła kufer obok drzwi i wyjęła z niego czystą bieliznę oraz swoją piżamę. Poszła do łazienki i wzięła szybki, rozgrzewający prysznic. Umyła jeszcze tylko szybko zęby i wróciła do swojego pokoju. Położyła się na łóżko, wtuliła się w białą, puchową kołdrę i od razu zasnęła spokojnym snem.
         Następny dzień przyszedł zadziwiająco szybko. Poranne promienie słońca i wesołe ćwierkanie ptaszków obudziło Mionę do życia. Otworzyła delikatnie oczy i podniosła się do pozycji siedzącej po czym przeciągnęła się ziewając. Wstała i pościeliła nienagannie łóżko. Poszła do łazienki, szybko się ubrała i ogarnęła. Gdy uznała, że wygląda całkiem ładnie, ruszyła do kuchni na śniadanie. Jak zwykle Molly nie spała od wczesnego ranka i przygotowywała posiłek dla wszystkich. Hermiona po cichu schodziła na dół i przysłuchiwała się głosom. Pani Weasley zdążyła już upomnieć Freda, by nie podjadał gofrów, ale ten tylko zaśmiał się i uciekł przed szmatką jego mamy. Ta aura, która panowała w tym domu, była magiczna i przyjazna. Szatynka ustała w progu kuchni i nie zdążyła się obejrzeć, a na jej szyi uwiesiła się uradowana Ginny.
-Ginny! - Krzyknęła Hermiona. – Udusisz mnie! – Zaśmiała się. Nie widziała przyjaciółki od zakończenia tamtego roku. Bardzo się za nią stęskniła.
-I powinnam. – Uścisnęła dziewczynę mocniej.
-A to dlaczego? – Zdziwiła się, była tu ledwo co, a już zdążyła już coś przeskrobać.
-Przywitałaś się wczoraj tylko z Harrym i Ronem, a ja? – Ruda odkleiła się od Herm.
-Ach, no tak. Wybacz, ale byłam bardzo zmęczona. – Zaczęła się tłumaczyć i podeszła do stolika, przy którym zasiedli do wspólnego posiłku. Wszyscy pogrążyli się w rozmowie. Chłopacy o Qudditchu, Fred i George o swoim sklepie, Artur i Molly o obowiązkach domowych i o Ministerstwie Magii, a Hermiona z Ginny o powrocie do szkoły. Bardzo cieszyły się na powrót. Dzisiaj po śniadaniu mają wyruszyć na Ulicę Pokątną, by zakupić książki, pióra, papirusy i nowe szaty szkolne.
           Po skończonym posiłku Hermiona została, by pomóc pani Weasley posprzątać. Bez użycia magii umyła naczynia, mimo, że Molly cały czas mówiła, że da sobie radę, ale dziewczyna czuła, że jest tej kobiecie coś winna, dlatego jej pomagała. Gdy skończyły sprzątać wszyscy zjawili się w salonie i teleportowali się na Pokątną za pomocą sieci Fiuu. Pierwszym miejscem jakim Hermiona miała odwiedzić to był sklep papierniczy w którym zakupiła pióra i inne potrzebne rzeczy. Później wraz z Ginny wybrała się do sklepu z ubraniami Madame Malkin  gdzie miały zakupić szkolne szaty. Oczywiście na 7 roku nie trzeba było cały czas nosić szat. Wystarczyła tylko koszula z herbem danego domu i z krawatem w jego kolorach. Jednak rudowłosa potrzebowała jeszcze sukienki. Na sam koniec Hermiona wybrała się do swojego raju, czyli do księgarni Esy i Floresy. Otworzyła drzwi i zaciągnęła się zapachem pergaminów. Przechadzała się między regałami szukając czegoś dla siebie i nagle wpadła na coś, a raczej na kogoś.
-Ojej, przepraszam, ja… - Głos się jej urwał gdy go zobaczyła.
-Uważaj jak łazisz, Granger. – To był nie kto inny jak…
-Malfoy. – Powiedziała szatynka zaskoczona tym spotkaniem. Nie myślała, że spotka tu tego zarozumiałego arystokratę. W pewnym momencie przez głowę przeleciał jej pomysł, by porozmawiać ze Ślizgonem, ale szybko pozbyła się tej myśli, bo to było niemożliwe.
-Ubrudziłaś mi marynarkę szlamem. – Wysyczał w jej stronę. Na te słowa, aż się w niej zagotowało. Jak ona go nienawidziła.
-Skończ już te swoje gadki, jakoś mnie to nie rusza, nie marnuj śliny na taką szlamę jak ja, fretko. – Z odrazą wyrzuciła z siebie te słowa. Nie chciała marnować czasu na tego kretyna, więc wróciła to przeszukiwania regałów. Zdziwiła się trochę, gdy blondyn tylko prychnął i odszedł, ale z drugiej strony cieszyła się, że odpuścił. Widocznie się z nią zgodził. Chociaż tyle.
         Znalazła parę książek, zapłaciła za nie i wyszła z księgarni. Umówiła się z Ginny w Dziurawym Kotle, więc tam skierowała swoje kroki. Po drodze napotkała dużo znajomych twarzy. Z każdym serdecznie się przywitała, ale nie wciągała się w jakieś dłuższe konwersację. Weszła do pubu i w rogu pomieszczenia ujrzała rude włosy. Podeszła w tamto miejsce i usiadła naprzeciwko dziewczyny, przodem do całego baru. Obie szybko pochłonęły się w rozmowie i nagle ktoś przykuł wzrok szatynki. Otóż, byli to dwaj Ślizgoni. Z jednym się już dzisiaj spotkała, ale nie zdążyła mu się przyjrzeć. Teraz widziała, że się zmienił. Jego włosy nie były już tak bardzo platynowe i nie były już ulizane tylko sterczały w każde strony. Jego szare oczy hipnotyzowały. Gryfonka z ciężkim sercem przyznała, że wyprzystojniał i stawał się mężczyzną, ale nadal był w nim ten niegrzeczny chłopak. O czym ja myślę, przecież to Malfoy! – Skarciła się w myślach i prychnęła co przykuło uwagę Ginny.
-Co jest? – Zapytała i spojrzała w miejsce gdzie wcześniej skupiony był wzrok szatynki, która teraz piła kremowe piwo. – No nieźle. – Pokręciła z politowaniem głową. Hermiona na jej słowa zaczęła się krztusić napojem.
-Co? – Powiedziała z wyrzutem, gdy uspokoiła kaszel.
-Nic, tylko spójrz na nich. – Przybliżyła się do przyjaciółki. – Są jeszcze bardziej przystojni niż w tamtym roku. – Zachichotała.
- Oj, daj spokój. Może i są, ale to nadal aroganccy arystokraci. – Jeszcze raz spojrzała w ich stronę. Drugim chłopakiem był Blaise Zabini. Najlepszy przyjaciel Dracona. On też się zmienił. Miał krótko ścięte włosy, a jego męskie rysy twarzy były bardziej podkreślone. Oboje siedzieli niedaleko dziewczyn i nagle ktoś do nich podszedł, kolejny chłopak. Dziewczyna rozpoznała w nim Theodora Notta. Ten to dopiero się zmienił. Jego kruczoczarne włosy były postawione do góry, a dosłownie czarne oczy przyciągały uwagę. Przypominał jej kogoś. Bill – Na myśl o przyjacielu uśmiech wtargnął na jej twarz, ale zdziwiła się, że byli do siebie aż tak podobni. Jak dwie krople wody.
-A co ty się tak znowu uśmiechasz? – Zaciekawiła się wiewióra.
-A nie, nic. Po prostu pomyślałam o moim przyjacielu. – Ciepło wypełniło jej serce.
-Przyjacielu? – Spojrzała w stronę stolika chłopaków. – Nagle pojawił się Nott, a ty jesteś jakaś szczęśliwa. O co chodzi? – Zdziwiła się.
-Bill, mój przyjaciel, który mieszka naprzeciwko mnie w mugolskim świecie, jest tak uderzająco do niego podobny. Są jak bliźniacy.
-Nadal nie widzę powodu dla którego się uśmiechasz. Swoją drogą Nott jest bardzo przystojny, nie uważasz? Tak samo jak Zabini. – Na myśl o czarnoskórym Ślizgonie, Gryfonka się zarumieniła.
-Bill to mój najlepszy przyjaciel, kocham go jak brata. Brakuje mi go. – Posmutniała na chwilę. – I tak jest przystojny, wszyscy są przystojni, ale nie zapominajmy, że…
-Tak wiem, to Ślizgoni, są wredni i tak dalej. Tak, wszyscy wiedzą. Skończ stwarzać jakiś mur nienawiści. – Przerwała jej oburzona.
-Nie rozumiem cię. Oni są z wrogiego domu! – Wykrzyczała i przykuła uwagę najbliżej siedzących.
-Coś czuję, że za niedługo się przekonasz, że to nie ma sensu. – Uśmiechnęła się przebiegle.
-Co ty znów kombinujesz?
-Nic. – Odpowiedziała krótko. – Nott cały czas zerka w twoją stronę. – Uśmiechnęła się i dopiła swoje piwo, po czym wstała i ruszyła ku kominkom, by teleportować się do domu. Hermiona zdziwiła się na jej słowa. Również wstała i zostawiła parę galeonów na stoliku i poszła w ślady przyjaciółki. Obie dziewczyny zniknęły w szmaragdowych płomieniach i pojawiły się w Norze. Hermiona zmęczona całym dniem ruszyła do swojego pokoju. Jutro o 1000 miała być na dworcu King’s Cross i odjechać Express Hogwart do swojej ulubionej szkoły. Po schodach szła razem z Gin, która miała pokój obok niej. Pożegnały się zwykłym „Dobranoc” i zniknęły za drzwiami swoich pokoi. Miona wzięła jeszcze tylko prysznic i położyła się spać, by rano mieć siły na nowy początek.

Obudził go zimny potok wody. Co jest? – Otworzył oczy zdezorientowany. Wszystko było rozmazanie, ale nie trudno  było dostrzec tych dwóch Ślizgonów. Blaise i Theodor.
-Jeżeli życie wam miłe to wynoście się stąd, bo jak wstanę to was zabiję! – Zagroził im i znów położył się spać, ale przeszkadzała mu mokra pościel. Chłopacy nadal nad nim stali i śmiali się w najlepsze. Poirytowany chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, przeciągnął się i ziewnął jak lew, albo jak smok. – Mówiłem wam już jak bardzo was nienawidzę? – Spojrzał na nich ze złością w oczach.
-Tak i to nie raz. Podnieś ten swój szlachetny zadek i idziemy zakupić potrzebne rzeczy. – Rzucił Diabeł przynosząc mu ubrania u rzucając mu nimi w twarz.
-Co ty znów bredzisz Zabini? – Zdziwił się Smok i ściągną z twarzy spodnie.
-Słuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. –  Czarnowłosy nachylił się nad blondynem. - Jutro wracamy do szkoły, a jak na ten moment jesteśmy głęboko w dupie, więc teraz albo wstaniesz łaskawie, albo wyniesiemy cię stąd siłą. Więc jak będzie? – Zirytował się Nott. Z Draco to jak z dzieckiem.
-Dobra, dobra. Bez nerwów Theo, złość piękności szkodzi moja ślicznotko. – Złapał go za policzek jak stara ciotka i pokręcił nim w obie strony. Zirytowany brunet prychną tylko pod nosem. Rozbawiony Malfoy wstał i ruszył do swojej łazienki, by szybko się odświeżyć. Blaise w tym czasie wysuszył jego łóżko i pościelił za pomocą zaklęć, a Theodor rozsiadł się w fotelu i nieobecnym wzrokiem przyglądał się temu co robi Zabini. Draco wyszedł po jakiś 20 minutach już gotowy do wyjścia. Ubrał czarne spodnie i zwykłą białą koszulkę. Jago przyjaciele byli podobnie ubrani, tylko Theo miał czarną koszulkę, a Blaise szarą. Wszyscy trzej gotowi teleportowali się do Dziurawego Kotła i poszli do sklepu z akcesoriami do Qudditcha. W tym roku mieli zamiar zdobyć puchar. Theodor rozstał się z nimi pod drzwiami do sklepu, lubił ten sport, ale nie miał zamiaru grać, jakoś nie czuł się w tym pewnie. Poszedł do księgarni, miał spotkać się z nimi w Dziurawym Kotle na szklankę Ognistej Whisky.

Draco razem z Blaisem przeglądali z zaciekawieniem miotły każdego rodzaju. W końcu Smok postanowił kupić Nimbusa 2004. Nowiusieńka, czarna miotła prosiła, by na nią wsiąść, ale chłopak przeleci się na niej dopiero po powrocie do szkoły. Diabeł też chciał kupić nową kochankę (tak mówili na miotły), ale jednak wolał starą, bo zaspokajała jego potrzeby. Pokręcili się jeszcze chwile po sklepie, Draco odesłał swoją miotłę do domu i wyszli do sklepu papierniczego. Zakupili zapas potrzebnych rzeczy i poszli do księgarni, a w tym samym czasie Theodor zmierzał do sklepu, w którym przed chwilą byli jego przyjaciele. Dziwne, że nie spotkali się po drodze. Blaise niezafascynowany książkami ustał gdzieś z boku i przeglądał strony jakiś przypadkowych pism. Może któreś go zaciekawi? Wątpił w to. Smok od jakiegoś czasu polubił czytanie i zrozumiał osoby, które całymi dniami przesiadywały w bibliotece. Wszedł między regały szukając tej jedynej. Nagle poczuł, że coś odbija się od jego pleców i upada. Szybko się odwrócił, by zobaczyć kto to i ku jego zdziwieniu to była Granger. Ta sama Gragner, której dokuczał przez wcześniejsze lata. Czemu, by i teraz tego nie zrobić? Gryfonka zaczęła mamrotać pod nosem słowa przeprosin, gdy nagle zobaczyła na kogo wpadła uciszyła się natychmiastowo. Wyglądała jakby zobaczyła bazyliszka.
-Uważaj jak łazisz, Granger. – Przyszła pora, by komuś podokuczać. Już dawno zrozumiał, że to dziecinne, ale lubił patrzeć jak ona się denerwuje.
-Malfoy. – Zdziwiła się dziewczyna. W jej oczach dostrzegł, że nad czymś się zastanawiała, ale od razu odsunęła tę myśl od siebie.
-Ubrudziłaś mi marynarkę szlamem. – Burknął, ale w głębi był rozbawiony. Szatynka się zdenerwowała, ale starała się tego nie okazywać.
-Skończ już te swoje gadki, jakoś mnie to nie rusza, nie marnuj śliny na taką szlamę jak ja, fretko. – Zaimponowała mu tym. Nadal była tak pyskata. Nic się nie zmieniła. Jeżeli chodziło o charakter, ale wyglądem zmieniła się dużo bardziej. Jej włosy nie sterczały na wszystkie strony tak jak kiedyś, miała delikatny makijaż, który podkreślał jej czekoladowe oczy i te malinowe usta. Musiał przyznać, że wyglądała o niebo lepiej, ale nadal była kujonką, Granger. Prychnął na jej słowa i chwycił książkę, której spodobał mu się tytuł i ruszył ku wyjściu. Szybko za nią zapłacił i chwycił Zabiniego, po czym wyszli.
         Pokręcili się jeszcze chwilę po różnych sklepach, ale nie znaleźli nic ciekawego. Zrezygnowani postanowili udać się już do Dziurawego Kotła. Gdy weszli do pomieszczenia jego wzrok napotkał twarz roześmianej Gryfonki. Ona mnie prześladuje czy jak?!- Zdziwił się i usiadł przy najbliższym stoliku. Zamówili dla siebie Ognistą i pogrążyli się w rozmowie o tym roku szkolnym i nagle obok nich pojawił się czarnowłosy.
-Theo! Nareszcie jesteś! – Ucieszył się Smok. – Gdzieś się podziewał?
-A tu i tam, Smoczku. – Zaśmiał się i usiadł obok przyjaciół. Zamówił dla siebie trunek i dołączył się do rozmowy. Gdy chłopaki zaczęli rozmawiać o Qudditchu postanowił się wycofać. Jakoś nie za bardzo go to obchodziło. Postanowił rozejrzeć się po pomieszczeniu i nagle na swojej drodze napotkał czekoladowe oczy. Hermiona Granger, czarownica mugolskiego pochodzenia, niezwykle inteligentna. Zmieniła się. Wyglądała cudownie.
-Ej chłopaki. – Oboje przestali rozmawiać i dali znak, że słuchają. – Ta Granger to całkiem niezła jest.
-A tobie co? – Zdziwił się Draco. – Może i jest, ale to szlama.
-Nie przesadzasz przypadkiem? Jesteśmy prawie dorośli, chyba czas na coś poważniejszego nie sądzicie? – Jeszcze raz spojrzał w jej stronę.
-No wiesz, niby tak, ale ja lubię się bawić. – Zaśmiał się Diabeł. – W sumie, ta ruda jest w porządku. Chciałbym ją poznać…
-Wy chyba oszaleliście! – Oburzył się Smok. – Ta ruda wiewióra to zdrajczyni krwi, a ta cała Granger to… - Nie dane mu było dokończyć.
-Posłuchaj Malfoy, wszyscy już przestali na to zwracać uwagę, więc może ty też przestałbyś, co? – Przerwał mu Theodor.
-Ja nie jestem wszyscy. – Powiedział oburzony i wziął łyk alkoholu. – Jak tak bardzo ci zależy to się nią zajmij. Ja poszukam dla siebie godnej partnerki. O ile w ogóle taka istnieje… - Posiedzieli jeszcze z jakieś pół godziny pochłonięci rozmową i każdy rozszedł się w swoją stronę. Draco od razu po powrocie wziął prysznic i poszedł spać. Potrzebne mu były siły na nowy rok szkolny, który rozpoczynał się już jutro.

         - Hermiono wstawaj! – Zawołała głośno Gin i pobiegła się szykować. To już dzisiaj. Powrót do domu. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok i otworzyła oczy. Tak bardzo nie chciało jej się wychodzić z ciepłego łóżka, ale ostatkiem sił zwlekła się z niego. Pierwszy dzień września był słoneczny, ale zdecydowanie było już chłodniejszy. Jesień nadchodziła dużymi krokami. Hermiona ciężkim krokiem ruszyła w stronę łazienki, by jakoś wyglądać na rozpoczęciu roku. Złapała w rękę bieliznę i poszła się ogarniać. Po długiej i odprężającej kąpieli Miona wyszła z toalety jak nowo narodzona. Postanowiła wyglądać jak kobieta więc ubrała ołówkową spódnicę i białą koszulę. Wyglądała naprawdę kobieco. Dopełnieniem wszystkiego był niski kucyk, beret, czarne szpilki i płaszczyk. Gdy spojrzała w lustro nie poznała samej siebie, a co dopiero inni domownicy. Wszyscy z zachwytem komentowali jej ubiór. Dziewczyna jednym zaklęciem zmniejszyła swój kufer i schowała do kieszeni, po czym teleportowała się na dworzec King’s Cross. Na peronie 93/4, spotkała wielu starych znajomych. Neville, Luna, Cho i siostry Patil przyszły się z nimi przywitać. Po krótkich uściskach i śmiechach ruszyli zająć jakiś wolny przedział. Ten rok zapowiadał się doskonale. Gdy Hermiona wchodziła do pociągu napotkała na swojej drodze wzrok pewnego Ślizgona. Theodor Nott nie odrywał wzroku od Gryfonki, za co oberwał w żebra od Smoka.
-A to za co? – Oburzył się czarnowłosy i zaczął masować obolałe miejsce.
-Od jakiś 5 minut nie odrywasz od niej wzroku. To się robi chore! Szlam ci oczy wypali! – Zaczął żywo wymachiwać rękami. Theo pokręcił tylko głową i gdy wrócił wzrokiem do miejsca, w którym stała dziewczyna, już jej tam nie było. Ponaglił swoich przyjaciół i wsiedli do pociągu, by ruszyć w kierunku Hogwartu.

                           ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej, hej! Jak tam u was? Oddaję w wasze ręce nowiutki rozdział. Tu już pojawia się trochę Dramione, ale nie tak, że od razu big love, czy nie wiadomo co. Kolejny rozdział też będzie taki trochę wprowadzający, ale nie tak bardzo jak ten. Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na wasze komentarze. Ja się zabieram do pisania kolejnego rozdziału! Dobrej nocki, kochani! 

sobota, 19 września 2015

Wszystko po staremu.

Promienie słońca przebijały się przez zasłony i padały jej na twarz. Przewróciła się na drugi bok. Głosy z dołu nie pozwalały jej zasnąć. Położyła się na plecy i otworzyła oczy. Poraziło sią światło i szybko schowała się pod poduszkę zatykając uszy i nadal próbując spać, ale głosy były coraz głośniejsze i głośniejsze. Nagle jej drzwi otworzył się z hukiem, a do pokoju weszła jej mama. Rozmawiała przez telefon z ciocią Jess. Kucnęła przy krześle, które robiło za wieszak i do kosza na pranie zaczęła wrzucać brudne ubrania. Hermiona burknęła z grymasem i spojrzała na Jane.
-Mamo, dlaczego mi to robisz? – Zapytała zachrypniętym głosem. – Nie widzisz, że śpię? – Przewróciła się na brzuch i zatopiła twarz w poduszce.
-Nie śpisz, bo do mnie mówisz, zresztą jest już 1200, a z tego co mi wiadomo wyjeżdżasz dzisiaj do Weasley’ów. – Dziewczyna gdy usłyszała to nazwisko wstała jak porażona i szybko zgarnęła z szuflady czystą bieliznę i pobiegła do swojej łazienki, po drodze całując matkę w policzek.
-Wiesz jak ja cię kocham, na śmierć zapomniałam! Dzięki mamo. – Skierowała się w stronę łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel. Kobieta pokręciła tylko głową i się uśmiechnęła, po czym wróciła do rozmowy. Hermiona odkręciła kurki z ciepłą wodą i wlała płyn do kąpieli o zapachu kokosa. Spięła włosy w wysokiego kucyka i rozebrała się do naga. Zakręciła kurki i zatopiła się w gorącej wodzie, która rozluźniła jej wszystkie mięśnie. Już dzisiaj spotka swoich przyjaciół. Harry’ego, Rona i Ginny. Bardzo się za nimi stęskniła. Przez te wakacje dużo się zmieniła. Zaczęła delikatnie się malować, jej włosy nie sterczały już tak bardzo jak kiedyś i wyrobiła sobie delikatne mięśnie brzucha. Była zadowolona z tych wakacji. Razem z Jane i Ian’em – jej rodzicami, pojechali do Ameryki Północnej. Zwiedzili bardzo dużo rzeczy i wrócili, by za tydzień pojechać do Turcji. Hermiona ze względu na to, że miała bardzo bladą skórę nie opaliła się za dużo, ale i tak ładnie wyglądała. Starannie umyła swoje ciało oraz włosy i wyszła z wanny okrywając się ręcznikiem. Podeszła do lustra, umyła białe i równe zęby. Z szafki pod umywalką wyjęła swoją kosmetyczkę i zrobiła sobie delikatny makijaż. Osuszyła swoje ciało ręcznikiem i ubrała na siebie czystą bieliznę. Zdjęła ręcznik z włosów i wysuszyła je suszarką. Gdy skończyła poszła do swojego pokoju i ubrała na siebie czarne spodnie z wysokim stanem i czarny crop top. Zadowolona z tego jak wygląda zeszła na dół do kuchni zrobić sobie śniadanie. Kuchnia była połączona z jadalnią w której siedział Ian. Herm podeszła do lodówki i wyjęła z niej wędzonego łososia.
-Cześć, kochanie. – Powiedział ojciec znad gazety, która właśnie czytał. Dziewczyna wzięła swoje śniadanie i usiadła obok swojego ojca.
-Cześć tato, co u ciebie? – Wzięła pierwszy kęs swojej kanapki.
-W porządku. Dzisiaj wyjeżdżasz może pojedziemy dzisiaj gdzieś razem, bo spotkamy się dopiero za 4 miesiące. – W jego głosie można było wyczuć nutkę rozczarowania. Miona spojrzała na niego. Bardzo ją kochał i za każdym razem przeżywał wyjazd córki do Hogwartu.
-Oj, tato nie trzeba. Wrócę i znów spędzimy razem święta, nie martw się na zapas. – Uśmiechnęła się pocieszająco. Mężczyzna złożył gazetę i pocałował córkę w policzek.
-Ja się zbieram do pracy. Zobaczymy się wieczorem moja czarownico. – Uśmiechnął się promiennie i ruszył w stronę wyjścia. Po drodze natknął się na swoją żonę która miała słuchawki w uszach. Pocałował ją krótko, ale namiętnie i uśmiechnięty wyszedł. Obu kobietom zagościł uśmiech na twarzach, ale największy u Hermiony, która cieszyła się z tego, że miała taką kochającą się rodzinę i nikt nie mógł tego zaburzyć. Dokończyła swoje śniadanie i ruszyła do salonu. Rozłożyła się na kanapie i włączyła duży telewizor, który wisiał na ścianie. Bezsensownie przerzucała kanały. Nic ciekawego. Wyłączyła telewizję i schodami ruszyła do swojego pokoju. Ustała w progu i spojrzała na pomieszczenie. Dzisiaj już wyjeżdża. Na tą myśl aż się uśmiechnęła promiennie. Z dużej szafy wyjęła swój kufer i zaczęła do niego pakować potrzebne rzeczy. Wyciągnęła wszystkie rzeczy z półek. Ubrania na długi rękaw położyła z lewej strony, a na krótki z prawej, na to wszystko położyła dużą ilość par spodni, które specjalnie zakupiła sobie na nowy rok w Hogwarcie. Do tego jeszcze dołożyła parę ładnych spódniczek i sukienek na specjalne okazje. Skarpetki i bielizna też już miały zajęte swoje miejsce. Poszła do łazienki i stamtąd też już zabrała swoje rzeczy i ułożyła w kufrze. Książki i pergaminy zakupi gdy będzie u swoich rudych przyjaciół.
-To chyba wszystko. - Westchnęła. Spojrzała na swój zegarek. Wpół do szesnastej. Ściągnęła kufer ze schodów i położyła go w korytarzu. Buty! Jeszcze raz otworzyła kufer i wrzuciła do niego kilka par butów. -Hermiono! – Zawołała ją Jane z kuchni. – Obiad, chodź tutaj! – Szatynka ruszyła w stronę kuchni i oparła się rękoma o blat patrząc co jej matka gotuję. Przyjemny zapach smażonego kurczaka z sosem dotarł do nozdrzy Miony. Jej ulubione danie.
-Mamo… Nie musiałaś. – Uśmiechnęła się i położyła jej rękę na ramieniu.
-Wyjeżdżasz dzisiaj i chciałam, żebyś zjadła coś co lubisz.
-Jeju, dziękuję. Kochana jesteś. – Pocałowała ją w policzek i podeszłą do szafki z talerzami. – Pomóc ci w czymś?
-Tak, nakryj do stołu dla 5 osób.
- Pięciu? – Zdziwiła się.
-Ciocia z wujkiem wpadną na obiad.
-Oh, rozumiem. – Dziewczyna nie za bardzo lubiła ciocie Jessice. Byłą zarozumiała i rządziła się nawet u nich w domu. Była starsza od jej matki, dlatego czułą się, że więcej jej można. Wuj Robin był w porządku, nie był takim sztywnym facetem. Lubił zabawę, ale ograniczał wybryki do minimum przez swoją żonę. Hermiona bała się, że on będzie taki jak ona, ale ten zapewniał ją, że nie ma o co się martwić. Wyjęła talerze oraz sztućce i ruszyła do jadalni. Starannie ułożyła wszystkie naczynia. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. To pewnie oni.
-Otworzę! – Krzyknęła i podeszła do drzwi. W progu zastała Bill’ego. Jej mugolskiego przyjaciela. – Bill? – Zdziwiła się. Nie umawiali się na dzisiaj.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale wyjeżdżasz, a ja nie przeżyłbym bez pożegnania. – Uśmiechnął się i rozłożył ramiona. Szatynka bez zastanowienia rzuciła się na niego.
-Jeju Bill, jesteś super. – Po jej policzku popłynęła łza. Bill to wysoki brunet z dosłownie czarnymi oczami. Włosy miał podniesione do góry. Był bardzo przystojny, ale Hermiona nie była nim zaineresowana. Traktowała go jak brata, ale wiedziała, że on czuł do niej coś więcej niż braterską miłość. – Wejdź, trafiłeś akurat na obiad. – Powiedziała gdy się od siebie oderwali.
-Obiady Jane, jak dobrze, że przyszedłem. – Zaśmiał się szczerym śmiechem.
-Kto to? – Zapytała kobieta wychylając się zza rogu.
-Bill. – Powiedziała dziewczyna wchodząc z przyjacielem do kuchni.
-Moje drugie dziecię zawitało do domu? – Zaśmiała się. Hermiona znała Billa od urodzenia, urodzili się tego samego dnia i leżeli w tej samej sali, a potem okazało się, że mieszkają naprzeciwko siebie i szybko podłapali kontakt. W pewnym momencie chłopak do mamy Miony mówił nawet mamo, ale gdy dorósł, zaczęli mówić do siebie po imieniu tylko czasami żartowali sobie ze starych lat.
-Jak dobrze cię widzieć Jane. Wypiękniałaś od ostatniego czasu. – Rzucił chłopak wyciągając dla siebie talerz z szafki. Herm walnęła go pięścią w ramie. – Ała, to bolało. – Prychnął rozbawiony.
-Bo miało. – Udała obrażoną, ale nie za bardzo jej to wyszło.
-Ty też jesteś piękna, moja siostrzyczko. – Pocałował ją w policzek dużo się schylając, bo dziewczyna należała do niskich osób, miała 170 centymetrów wzrostu a on prawie 190. Zarumieniła się i podążyła jego śladami do jadalni. Rozbawieni biegali wokół stołu jak małe dzieci dokuczając dobie wzajemnie, do czasu gdy weszła Jessica. Z uniesioną wysoko głową zawitała u nich w domu. Zdjęła swoje grube futro mimo, że było lato i dała je mężowi, by zawiesił na wieszaku.
-Co tu się dzieje? – Zapytała oburzona. – Macie prawie 18 lat, a zachowujecie się jak dzieci. – Prychnęła i zasiadła do stołu. Robin zauważył zdenerwowaną minę Hermiony, która chciała coś odpyskować, ale szybko wkroczył do akcji.
-Och, Jess, na litość boską uspokój się. Chociaż tutaj możesz przestać udawać królową świata? – Zadrwił z niej i ustał w progu. Dziewczyna spojrzała na niego dziękującym wzrokiem i podeszła do niego, by się przywitać.
-Wujku Rob, stęskniłam się! – Wtuliła się w jego tors.
-Ja też Mionka. – Uśmiechnął się. Jak on kochał tą szatynkę. Chciał mieć taką córkę jak ona. – Bill, a ty nie przywitasz się? – Chłopak z uśmiechem podszedł i również się do niego przytulił. Jessica patrzyła na to z pogardą. Nikt nie rozumiał dlaczego była taka spięta, kiedyś zachowywała się inaczej. Byłą szaloną i pewną siebie dziewczyną, która zakochała się w swoim teraźniejszym mężu. To małżeństwo niszczy tak osobowość? Jane przyszła do jadalni i położyła na stole kurczaka w sosie śmietanowo-ziołowym z ryżem. Zasiadła do stołu i nalała dobie soku pomarańczowego do szklanki.
-Za chwile powinien być Ian. – I gdy skończyła to mówić do domu wszedł jej mąż, który nucił pod nosem jakąś piosenkę. Przyszedł do gości i przywitał się z każdym, po czym usiadł razem z nimi i wszyscy pogrążyli się w rozmowie jedząc posiłek. Bill delikatnie pod stołem ścisnął dłoń Hermiony. Odwzajemniła gest. Wiedziała, że to nie jest ryzykowne i, że nie narobi tym chłopakowi zbędnych nadziei na to, że między nimi coś będzie. Kiedyś powiedziała mu, że między nimi nic nie będzie oprócz tego co jest teraz. Bill z rozczarowaniem zgodził się z nią i tak to zostało. Z czasem przyzwyczaił się do tego, że już zawsze będą dla siebie rodzeństwem. Gdy skończyli posiłek ruszyli do pokoju szatynki. Hermiona położyła się na łóżku, a Bill usiadł pod łóżkiem trzymając na kolanach laptopa i puszczając jakieś piosenki. Dziewczyna roześmiana w najlepsze śpiewała, a czasem nawet tańczyła. W końcu zmęczona położyła się na brzuchu i zaczęła bawić się jego gęstymi włosami, owijając je sobie wokół palca.
-Jak tam z Ash? – Zapytała nagle. Ashley to dziewczyna Bill’a. Była śliczną blondynką z gęstymi, falowanymi włosami i talią osy. Hermiona zazdrościła jej urody, ale Bill zapewniał ją, że nie ma nikogo piękniejszego od niej.
-Z Ashley? Kłócimy się, ostatnio dość nawet często. – Posmutniał.
-Bill, świat się na tym nie kończy. Wszystko będzie dobrze, czasami kłótnie są potrzebne w życiu, by obniżyć poziom cukru. Wiesz co mam na myśli? – Zeszła z łóżka i usiadła obok niego, opierając mu głowę na ramieniu. Wzięła jego dłoń i splatała jego palce ze swoimi.
-Myślę, że tak. – Uśmiechnął się. – Wyjeżdżasz dzisiaj, do Hogwartu. Jak ja bez ciebie przeżyje Herm?
-Jakoś dasz radę, w końcu nie pierwszy raz się rozstajemy.
-Tak, masz rację. – Spojrzał na jej twarz. Byłą taka spokojna i opanowana. Jego wzrok zszedł na jej malinowe usta. Miał taką ochotę ją pocałować. Chociaż raz i to tak naprawdę, a nie tak ja wtedy gdy byli mali. Herm spojrzała w jego oczy, wiedziała o czym myśli. Co jej szkodzi? I tak wyjeżdża dzisiaj i zobaczą się za 4 miesiące, a wtedy już ten pocałunek odejdzie w niepamięć. Powoli zmniejszał odległość miedzy nimi. Był już na tyle blisko, by móc ją pocałować, ale zaczekał chwile, by mieć pewność, że ona też tego chce. Nie odsunęła się, więc mógł. Delikatnie musnął jej usta. Miona odwzajemniła pocałunek i po chwili on go pogłębił. Wsunęła mu palce we włosy, a ten błądził rękoma po jej plecach. Gdy się od siebie oderwali, nie wiedzieli co powiedzieć. W końcu chłopak przerwał irytującą ciszę.
-Przepraszam. – Jego palce zrobiły się nagle interesujące. Był uroczy gdy się peszył.
-Spokojnie, Bill. – Uśmiechnęła się i podeszłą do niego, oplatając swoje ramiona wokół niego. – To był przyjacielski pocałunek, nic więcej. Masz dziewczynę, która cię kocha. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
-Jasne. – Przytaknął i przytulił ją bardziej do siebie. Usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. To chyba Kingsley. Miał po nią dzisiaj być, żeby mogli się teleportować do Nory.
-To po mnie. – Odeszła od niego i zeszła na dół. Wszyscy stali w przedpokoju i patrzyli na wysokiego, czarnego mężczyznę ubranego w fioletowe szaty. Hermiona ustała między nimi i uśmiechnęła się na widok znajomego.
-Kingsley! – Podeszła do niego, by go uściskać.
-Hermiona! Jak dobrze cię znów widzieć. Wyładniałaś od ostatniego czasu. – Dziewczyna się zarumieniła. Odwróciła się w stronę wszystkich. Jej matka miała łzy w oczach, ojciec obejmował ją ramieniem i pocieszał, ale też widać, że jest smutny. Bill wyglądał jakby uszło z niego życie. Wuj Robin też powstrzymywał łzy, ale i tak na jego twarzy gościł uśmiech. A ciotka Jess? Ta stała niewzruszona jak zwykle zresztą. Do Miony podbiegła mama i przytuliła ją z całych sił. Dała ujście emocjom i dziewczyna poczuła łzy na swoim ramieniu. Jej też zrobiło się smutno. Nie chciała ich zostawiać, ale taki był jej los. Jane odkleiła się od Herm i spojrzała na nią.
-Bądź dzielna, dasz sobie rade. Pisz do nas jak najczęściej to możliwe i wróć cała i zdrowa na święta. Kocham cię pamiętaj. – Uśmiechnęła się i otarła rozmazany tusz z policzków. Ian mimo już odczuwanej pustki w sercu miał uśmiech na twarzy. Przytulił córkę do siebie.
-Moja mała czarownica. – Ostatni raz mówił to 7 lat temu, gdy Hermiona dostała list z Hogwartu. – Kocham cię, Mionka. Za niedługo się zobaczymy, kochanie. – Do jej ramion wpadł Bill który był rozczarowany tym, że nie będzie miał jej obok siebie.
-Nie zapomnij o mnie. – Uśmiechnął się, a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku.
-Jakżebym mogła. – Zaśmiała się. – Będę pisać, braciszku.
-Kocham cię. – Pocałował ją w czoło.
-Kocham też. – Ostatni raz się w niego wtuliła i spojrzała na Roba. A ten podszedł do niej i podniósł ją wysoko.
-Moja mała Hermionka wyjeżdża i z kim ja teraz będę się wygłupiał?
-Wrócę na święta i zrobimy wojnę na śnieżki.
-Trzymam cię za słowo. – Odstawił ją na ziemie. Dziewczyna spojrzała na Jessicę. Stała jak gdyby nigdy nic. Rzuciła tylko „do zobaczenia” i wróciła do jadalni. Miałą ochotę ją przekląć jakimś zaklęciem ale się powstrzymała.
-Musimy ruszać. – Powiedział Kingsley i otworzył drzwi. Było już ciemno.
-Do zobaczenia w święta! Kocham was! – Pomachała im i zniknęła im z oczu, teleportując się z trzaskiem do Nory.

Lucjusz Malfoy przechadzał się po swoim ogrodzie oczekując na swojego jedynaka. Za dwa dni wyjeżdża do szkoły i kończy edukację. Pomału zaczynał się niecierpliwić. Co ten gówniarz sobie myśli? Jest już prawie dorosły i nie powinien lekceważyć słowa swojego ojca. Spojrzał na zegarek. 1701, spóźnia się już minutę i nagle usłyszał trzask towarzyszący teleportacji.
-Gdzie byłeś? – Powiedział oschle Lucjusz.
-U Blais’a. – Niewzruszony spojrzał gdzieś za swojego ojca i włożył ręce w kieszeń swoich spodni.
- Spóźniłeś się. – Draco tylko wzruszył ramionami i zaczął się rozglądać.
-Patrz mi w oczy gdy do ciebie mówię i wyjmij te ręce z kieszeni! – Krzyknął poirytowany zachowaniem swojego syna. Niechętnie spojrzał w jego oczy. Były zimne i przepełnione złością.
-Możesz przestać na mnie krzyczeć? Jeżeli nie to ja nie widzę sensu tego wszystkiego. Po co tak właściwie ściągnąłeś mnie tutaj? – Malfoy Senior westchnął i powoli zaczął się opanowywać.
-Posłuchaj mnie synu. Pojutrze wyjeżdżasz do Hogwartu i mam nadzieję, że jesteś doskonale przygotowany na wyjazd.
-No nie bardzo, bo nie mam książek i…
-W takim razie, jutro wyruszymy na Pokątną i zakupimy to co potrzeba. – Przerwał mu. – A teraz zejdź mi z oczu i zacznij się już pakować.
-Tak, ojcze. – Rzucił i ruszył do domu. Na kanapie przed kominkiem siedziała Narcyza Malfoy. Piękna jak kwiat kobieta. Czytała jakąś książkę. Podniosła wzrok na chłopaka. Jej kąciki ust powędrowały ku górze i z powrotem jej wzrok utkwił w książce. Blondyn ruszył schodami do swojego pokoju. Wszystkie ściany były koloru zielonego, a podłoga była czarna tak samo jak meble. Pościel i inne dodatki były w kolorze srebra. Na drzwiach do jego własnej łazienki znajdował się herb Slytherinu. Podszedł do łóżka i rzucił się na nie, ale przypomniał sobie, że jest w ubraniach, a na nogach ma jeszcze buty. Szybko pozbył się tych rzeczy i znów zatopił się w srebrnej pościeli i odpłynął.

Słowa sprostowania.

Jako iż zaczęłam pisać od nowa to chcę sprostować parę rzeczy.
-Dumbledore wciąż żyje.
-Voldemort nadal żyje.
-Snape też.
-Wszyscy co umarli żyją.
-II Wojny o Hogwart nie było.
-Hermiona spróbowała być kiedyś z Ronem, ale zerwali, bo uznali, że lepiej będzie jak będą się przyjaźnić.
To nie jest opowiadanie takie jak prawie każde, więc możecie spodziewać się tu czegoś innego, ale podobnego do innych ff, bo w sumie wszystko mniej więcej opiera się na tym samym.
Jeżeli chodzi o rozdziały.
Cóż. Jest szkoła, a z tym się wiąże nauka i to teraz zależy czy będę mieć czas na pisanie. Każdą wolną chwilę na to przeznaczę i postaram się dodawać rozdziały co tydzień (ewentualnie wcześniej) lub z 2-3 dniowym opóźnieniem, ale to będę was informować.
Zapraszam do komentowania i polecania innym, no i mam nadzieję, ze wam się to spodoba.
Życzę miłego dnia! <3
ps. Rozdział 1 może dodam już dziś, o ile się wyrobie z czasem. :)