Czwartek przyszedł szybko tak samo jak i odszedł. Hermiona oddała swoje eseje za które dostała jak zwykle W. Posiedziała w bibliotece ucząc się lub po prostu czytając jakąś książkę. Czasami widywała tam Theodora Notta, który kręcił się wokół niej, ale nigdy się do niej nie odezwał. Trochę irytował ją jego natarczywy wzrok, ale starała się to ignorować. Dość często rozmawiała z Harrym, który denerwował się meczem, ale był pewny, że go wygrają. Ron czasami przychodził prosić ją o napisanie eseju, ale ona mówiła tylko „Albo zrobisz to sam, albo ci pomogę.” I on zawsze wybierał tą drugą opcję. Z Ginny spotykała się wieczorem i plotkowały lub rozmawiały na babskie tematy. Z Draco mijała się na korytarzu, ale oni razu nie odezwali się do siebie, nawet na siebie nie patrzyli. Do czasu gdy…
Hermiona spieszyła się na lekcje, ponieważ zaspała. Obudziła się 10 minut przed lekcjami. Szybko wstała i zabrała się za ogarnianie swojej twarzy i burzy loków. Jednym zaklęciem wyprostowała włosy i zrobiła sobie delikatny makijaż. Nałożyła na siebie czarne spodnie i koszulę z herbem Gryffindoru. Do torby spakowała najważniejsze rzeczy i wyszła. Biegiem pędziła do klasy, gdy nagle wpadła na kogoś. Odbiła się od jego klatki piersiowej i upadła. Odgarnęła włosy z twarzy i podniosła wzrok. O nie, znów to samo.
-Patrz jak łazisz, Granger. – Rzucił ozięble i nawet nie pomógł jej wstać.
-Jako gentelman powinieneś pomóc mi wstać, ale kto, by chciał pomóc takiej szlamie jak ja, co Malfoy? – Odwróciła ze siebie wzrok i spojrzała na blondyna, który słysząc jej słowa zatrzymał się.
-Masz rację, Granger. – I znowu ruszył przed siebie. Gryfonka prychnęła na jego słowa i wstała. Otrzepała jeszcze spodnie i już wolniejszym krokiem szła w stronę Sali od Transmutacji. Zastanawiała ją jedna rzecz. Dlaczego on nie jest na lekcji? Wzruszyła ramionami i weszła do klasy.
-Przepraszam za spóźnienie, ale zaspałam. – Uśmiechnęła się do nauczycielki i spojrzała na swoją ławkę. Siedział w niej Draco. Co? Ale co on tu robi? Ze zdziwioną miną usiadła obok chłopaka. Spojrzała na jego bladą twarz i wyjęła książki. Minevra McGonagall zapisała na tablicy temat lekcji.
Transmutacja zwierząt w przedmioty.
Wszyscy posłusznie zapisali temat, oprócz pewnego blondyna, który siedział sobie jakby był w jakiejś kawiarni czy coś.
-Co ty robisz? – Zapytała zdumiona Hermiona. Draco spojrzał na nią jakby to było oczywiste.
-Siedzę, nie widzisz? – Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta.
-Ty se chyba kpisz.
-Nie, ty lepiej zajmij się swoimi sprawami. – No tak mogła się tego spodziewać. Wzruszyła ramionami i wróciła do pisania. Co ja się będę nim przejmować? Po zapisaniu wszystkiego zabrała się za wykonywanie polecenia jakie zostało im dane. Wzięła swoją różdżkę i machnęła nią wypowiadając formułkę transmutacji. Mały niebieski ptaszek momentalnie zamienił się w szczotkę do włosów.
-Gratuluję! 15 punktów dla Gryffindoru! – Cała sala zabrzmiała oklaskami, tylko pewien chłopak prychnął pod nosem i odwrócił wzrok.
-Patrz jak łazisz, Granger. – Rzucił ozięble i nawet nie pomógł jej wstać.
-Jako gentelman powinieneś pomóc mi wstać, ale kto, by chciał pomóc takiej szlamie jak ja, co Malfoy? – Odwróciła ze siebie wzrok i spojrzała na blondyna, który słysząc jej słowa zatrzymał się.
-Masz rację, Granger. – I znowu ruszył przed siebie. Gryfonka prychnęła na jego słowa i wstała. Otrzepała jeszcze spodnie i już wolniejszym krokiem szła w stronę Sali od Transmutacji. Zastanawiała ją jedna rzecz. Dlaczego on nie jest na lekcji? Wzruszyła ramionami i weszła do klasy.
-Przepraszam za spóźnienie, ale zaspałam. – Uśmiechnęła się do nauczycielki i spojrzała na swoją ławkę. Siedział w niej Draco. Co? Ale co on tu robi? Ze zdziwioną miną usiadła obok chłopaka. Spojrzała na jego bladą twarz i wyjęła książki. Minevra McGonagall zapisała na tablicy temat lekcji.
Transmutacja zwierząt w przedmioty.
Wszyscy posłusznie zapisali temat, oprócz pewnego blondyna, który siedział sobie jakby był w jakiejś kawiarni czy coś.
-Co ty robisz? – Zapytała zdumiona Hermiona. Draco spojrzał na nią jakby to było oczywiste.
-Siedzę, nie widzisz? – Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta.
-Ty se chyba kpisz.
-Nie, ty lepiej zajmij się swoimi sprawami. – No tak mogła się tego spodziewać. Wzruszyła ramionami i wróciła do pisania. Co ja się będę nim przejmować? Po zapisaniu wszystkiego zabrała się za wykonywanie polecenia jakie zostało im dane. Wzięła swoją różdżkę i machnęła nią wypowiadając formułkę transmutacji. Mały niebieski ptaszek momentalnie zamienił się w szczotkę do włosów.
-Gratuluję! 15 punktów dla Gryffindoru! – Cała sala zabrzmiała oklaskami, tylko pewien chłopak prychnął pod nosem i odwrócił wzrok.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Przez cały dzień Prefekci nie odezwali się do siebie słowem. Może trochę im nie pasowała swoja obecność, ale nic nie mogli na to poradzić. Starali się z całych sił ignorować siebie. Po skończonych lekcjach Hermiona udała się do biblioteki. Usiadła w swoim miejscu, czyli w jakimś kącie i z torby wyjęła swoją ulubioną, mugolską książkę. W jednej chwili lektura ją pochłonęła. Godziny mijały jak szalone, a ona nawet tego nie odczuwała. Ona była wtedy w innym świecie – w świecie książkowym. Zazwyczaj nikt jej nie przeszkadza przy czytaniu, ale po pewnym czasie nie mogła już się skupić i od jakiś 5 minut czytała tą samą linijkę. Podniosła wzrok znad książki i ujrzała parę czarnych oczu. Westchnęła. Odłożyła książkę na kolana i uśmiechnęła się do Notta.
-Mam coś na twarzy? – Zapytała i od razu złapała się za twarz. Chłopak się zaśmiał i wstał ze swojego miejsca, w którym siedział. Podszedł do dziewczyny i podał jej rękę.
-Theodor Nott. – Przedstawił się, mimo, że doskonale wiedział, że ona wie kim on jest. Miona się uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń.
-Hermiona Granger. – Lekko nią potrząsnęła. Czarnowłosy się uśmiechnął, a Hermionie zmiękły nogi. Miał cudowny uśmiech, on był cudowny
-Co u ciebie słychać, Hermiono? – Oparł się o jeden ze stolików i skrzyżował ręce na piersi, nadal się uśmiechając.
-W porządku, Theo. – Zarumieniła się. - Mogę tak do ciebie mówić? – Zapyta niepewnie. Na jej słowa zaśmiał się krótko.
-Jasne, z twoich ust to brzmi jak imię jakiegoś Wielkiego Czarodzieja. – Teraz oboje się śmiali. Nagle ujrzeli przed sobą Panią Pince. Była zdenerwowana.
-Możecie być cicho? To jest biblioteka! Proszę natychmiast opuścić to miejsce! – Powiedziała ostro. Zachichotali cicho i wyszli z biblioteki, przykuwając tym uwagę innych. Ustali przed drzwiami i spojrzeli na siebie. Theodor był dużo od niej wyższy, ale nie przeszkadzało im to. Śmiali się jeszcze przez chwile i nastała grobowa cisza. Chłopak schował ręce do kieszeni i nerwowo zaczął się rozglądać. Kątem okna patrzył na jej spokojną i uśmiechniętą twarz. Wpadł mu do głowy niegłupi pomysł.
-Hmm, Hermiona. – Zaczął niepewnie. Denerwował się, co nie było w zwyczaju Ślizgonów.
-Tak? – Spojrzała na niego swoimi czekoladowymi oczami.
-Może pójdziemy na błonia, na spacer? – Rzucił na jednym wydechu.
-Jasne. – Uśmiechnęła się dodając mu otuchy i skierowali się do wyjścia z zamku. Zwracali uwagę przechodniów, ponieważ uczniowie Domu Węża nie zadawali się z Gryfonami, a tu proszę. Nott i Granger idą razem uśmiechnięci. Skierowali się na błonia i gdy wyszli z budynku, otulił ich chłodny powiew wiatru. Był już wieczór i na niebie pojawiły się gwiazdy. Dziewczyna wzdrygnęła się, bo momentalnie zrobiło jej się zimno. Otuliła się rękoma, w nadziei, że to coś da, ale nic z tego. Czarnooki spojrzał na towarzyszkę i ściągnął z siebie swoją szatę. Narzucił ją na ramiona Herm i objął ją jeszcze ramieniem. Był bardzo blisko, aż czuł jej perfumy. Zaciągnął się jej zapachem i uśmiechnął się. Skierowali się na najbardziej oddaloną ławkę i usiedli na niej. Siedzieli w przyjemnej ciszy i podziwiali gwiazdy.
-Zobacz! – Pokazała palcem na niebo. – Spadająca gwiazda!
-Pomyśl życzenie. – Po jego słowach zamknęła oczy i pomyślała. „Chcę, żeby wszystko się jakoś ułożyło.” Podniosła powieki i spojrzała na Theo. Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
-Co pomyślałaś?
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni. – Zaśmiała się i jeszcze raz spojrzała w gwiazdy. Jak była mała, zawsze siadała na dachu swojego domu i podziwiała niebo nocą. Uśmiechnęła się na wspomnienia tamtego czasu. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że jest czarownicą i gdyby nie to teraz pewnie byłaby w jakimś High School i miała normalne przyjaciółki i chłopaka, ale nie żałuje tego. Jej życie byłoby nudne, gdyby nie czary. Nie poznałaby też Harrego, Rona i Ginny, a teraz Theodora. Bez tej trójki nie widzi życia. Oni nadają sens wszystkiemu. Znów poczuła jego wzrok na sobie. Spojrzała w jego stronę. Westchnął głośno, jego buty nagle zrobiły się interesujące. Położyła swoją dłoń na jego ramieniu, a on wtedy się odezwał.
-Wiesz, Draco nie jest taki, za jakiego go masz.
-Co? – Zdziwiła się na jego słowa.
-On – zawahał się. – Nie jest taki, on się tak zachowuje, bo nie jest mu łatwo.
-Ale to nie oznacza, że musi się wyżywać na mnie… - Posmutniała. Od 6 lat nazywa ją szlamą, teraz znowu.
-Posłuchaj, on tak naprawdę nie myśli. Już dawno zrozumiał, że to dziecinne cały czas cię tak nazywać, on po prostu lubi się bawić i dokuczać innym.
-Aha, to czemu cały czas to robi? – Zdenerwowała się. – Przez kolejny rok słyszę to samo, na każdym kroku jestem przez niego obrażana, poniżana i upokarzana, ale to tylko dlatego, że Królewicz Slytherinu – Zaczęła wymachiwać rękoma. – Lubi się bawić kosztem czyjejś psychiki i wylanych łez. Co on w tym takiego widzi? – Łzy zaczęły spływać po jej czerwonych policzkach od zimna. Nienawidziła płakać przy ludziach i obarczać ich swoimi problemami. Życie nauczyło ją tego, by rozwiązywać je samemu. Theodor przytulił ją mocniej do siebie i zaczął kołysać, by się uspokoiła. On też nie rozumiał swojego przyjaciela. Skoro już dawno to zrozumiał, to czemu nadal to robi? A ta mała osóbka tak przez to cierpi.
-Pogadam z nim. – Powiedział stanowczo. Nie mógł już dłużej na to patrzeć.
-Co?! Nie! Nie możesz mu pokazać, że jest mi z tym źle!
-Już dawno miałem z nim o tym porozmawiać, może jakoś przemówię mu do rozsądku i on wreszcie dorośnie.
-Wątpię… - Powiedziała cicho i odwróciła wzrok, z nadzieją, że tego nie usłyszał, ale niestety. Zaśmiał się i przyznał jej racje, ale i tak wolał spróbować. Posiedzieli jeszcze chwilę i ruszyli do zamku, by się ogrzać.
-Mam coś na twarzy? – Zapytała i od razu złapała się za twarz. Chłopak się zaśmiał i wstał ze swojego miejsca, w którym siedział. Podszedł do dziewczyny i podał jej rękę.
-Theodor Nott. – Przedstawił się, mimo, że doskonale wiedział, że ona wie kim on jest. Miona się uśmiechnęła i uścisnęła jego dłoń.
-Hermiona Granger. – Lekko nią potrząsnęła. Czarnowłosy się uśmiechnął, a Hermionie zmiękły nogi. Miał cudowny uśmiech, on był cudowny
-Co u ciebie słychać, Hermiono? – Oparł się o jeden ze stolików i skrzyżował ręce na piersi, nadal się uśmiechając.
-W porządku, Theo. – Zarumieniła się. - Mogę tak do ciebie mówić? – Zapyta niepewnie. Na jej słowa zaśmiał się krótko.
-Jasne, z twoich ust to brzmi jak imię jakiegoś Wielkiego Czarodzieja. – Teraz oboje się śmiali. Nagle ujrzeli przed sobą Panią Pince. Była zdenerwowana.
-Możecie być cicho? To jest biblioteka! Proszę natychmiast opuścić to miejsce! – Powiedziała ostro. Zachichotali cicho i wyszli z biblioteki, przykuwając tym uwagę innych. Ustali przed drzwiami i spojrzeli na siebie. Theodor był dużo od niej wyższy, ale nie przeszkadzało im to. Śmiali się jeszcze przez chwile i nastała grobowa cisza. Chłopak schował ręce do kieszeni i nerwowo zaczął się rozglądać. Kątem okna patrzył na jej spokojną i uśmiechniętą twarz. Wpadł mu do głowy niegłupi pomysł.
-Hmm, Hermiona. – Zaczął niepewnie. Denerwował się, co nie było w zwyczaju Ślizgonów.
-Tak? – Spojrzała na niego swoimi czekoladowymi oczami.
-Może pójdziemy na błonia, na spacer? – Rzucił na jednym wydechu.
-Jasne. – Uśmiechnęła się dodając mu otuchy i skierowali się do wyjścia z zamku. Zwracali uwagę przechodniów, ponieważ uczniowie Domu Węża nie zadawali się z Gryfonami, a tu proszę. Nott i Granger idą razem uśmiechnięci. Skierowali się na błonia i gdy wyszli z budynku, otulił ich chłodny powiew wiatru. Był już wieczór i na niebie pojawiły się gwiazdy. Dziewczyna wzdrygnęła się, bo momentalnie zrobiło jej się zimno. Otuliła się rękoma, w nadziei, że to coś da, ale nic z tego. Czarnooki spojrzał na towarzyszkę i ściągnął z siebie swoją szatę. Narzucił ją na ramiona Herm i objął ją jeszcze ramieniem. Był bardzo blisko, aż czuł jej perfumy. Zaciągnął się jej zapachem i uśmiechnął się. Skierowali się na najbardziej oddaloną ławkę i usiedli na niej. Siedzieli w przyjemnej ciszy i podziwiali gwiazdy.
-Zobacz! – Pokazała palcem na niebo. – Spadająca gwiazda!
-Pomyśl życzenie. – Po jego słowach zamknęła oczy i pomyślała. „Chcę, żeby wszystko się jakoś ułożyło.” Podniosła powieki i spojrzała na Theo. Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
-Co pomyślałaś?
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni. – Zaśmiała się i jeszcze raz spojrzała w gwiazdy. Jak była mała, zawsze siadała na dachu swojego domu i podziwiała niebo nocą. Uśmiechnęła się na wspomnienia tamtego czasu. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że jest czarownicą i gdyby nie to teraz pewnie byłaby w jakimś High School i miała normalne przyjaciółki i chłopaka, ale nie żałuje tego. Jej życie byłoby nudne, gdyby nie czary. Nie poznałaby też Harrego, Rona i Ginny, a teraz Theodora. Bez tej trójki nie widzi życia. Oni nadają sens wszystkiemu. Znów poczuła jego wzrok na sobie. Spojrzała w jego stronę. Westchnął głośno, jego buty nagle zrobiły się interesujące. Położyła swoją dłoń na jego ramieniu, a on wtedy się odezwał.
-Wiesz, Draco nie jest taki, za jakiego go masz.
-Co? – Zdziwiła się na jego słowa.
-On – zawahał się. – Nie jest taki, on się tak zachowuje, bo nie jest mu łatwo.
-Ale to nie oznacza, że musi się wyżywać na mnie… - Posmutniała. Od 6 lat nazywa ją szlamą, teraz znowu.
-Posłuchaj, on tak naprawdę nie myśli. Już dawno zrozumiał, że to dziecinne cały czas cię tak nazywać, on po prostu lubi się bawić i dokuczać innym.
-Aha, to czemu cały czas to robi? – Zdenerwowała się. – Przez kolejny rok słyszę to samo, na każdym kroku jestem przez niego obrażana, poniżana i upokarzana, ale to tylko dlatego, że Królewicz Slytherinu – Zaczęła wymachiwać rękoma. – Lubi się bawić kosztem czyjejś psychiki i wylanych łez. Co on w tym takiego widzi? – Łzy zaczęły spływać po jej czerwonych policzkach od zimna. Nienawidziła płakać przy ludziach i obarczać ich swoimi problemami. Życie nauczyło ją tego, by rozwiązywać je samemu. Theodor przytulił ją mocniej do siebie i zaczął kołysać, by się uspokoiła. On też nie rozumiał swojego przyjaciela. Skoro już dawno to zrozumiał, to czemu nadal to robi? A ta mała osóbka tak przez to cierpi.
-Pogadam z nim. – Powiedział stanowczo. Nie mógł już dłużej na to patrzeć.
-Co?! Nie! Nie możesz mu pokazać, że jest mi z tym źle!
-Już dawno miałem z nim o tym porozmawiać, może jakoś przemówię mu do rozsądku i on wreszcie dorośnie.
-Wątpię… - Powiedziała cicho i odwróciła wzrok, z nadzieją, że tego nie usłyszał, ale niestety. Zaśmiał się i przyznał jej racje, ale i tak wolał spróbować. Posiedzieli jeszcze chwilę i ruszyli do zamku, by się ogrzać.
Weszli do budynku i otrzepali się z kurzu. Nagle przed nimi ustał blondyn i spojrzał dziwnie na swojego przyjaciela, a potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Spojrzeli sobie prosto w oczy i on od razu przeniósł wzrok na ścianę obok. Hermiona poczuła dziwne ukłucie w sercu. W jego oczach nie widziała odrazy tylko… smutek? Nie patrzył na nią jakby znów chciał ją poniżać czy coś. Patrzył na nią jakby jej współczuł i coś zrozumiał. Draco odchrząknął i spojrzał na Theodora.
-Musimy porozmawiać. – Rzucił stanowczo, nie przyjmując sprzeciwu.
-Też tak uważam. – Ruszyli przed siebie razem z Hermioną, która była osłupiała. Weszli po schodach na 5 piętro. Po drodze natknęli się na Flicha. Wytłumaczyli mu tylko, że właśnie skończyli patrol i idą spać, a ten nie za bardzo przekonany uwierzył im i odszedł. Ustali przed portretem i blondyn wypowiedział hasło, po czym weszli do pokoju wspólnego. Hermiona już ogarniająca wszystko co się z nią dzieje podeszłą do Theodora i pocałowała go policzek.
-Będzie dobrze, nie martw się. – Uśmiechnęła się jeszcze do niego ciepło i skierowała się do swojego pokoju. Pomachała jeszcze ręką na pożegnanie i zniknęła za drzwiami. Zamknęła je i wypuściła powietrze z płuc, biorąc jeszcze duży wdech i wydech. Po paru minutach wzięła się w garść, zabrała swoją piżamę z łóżka i poszła wziąć prysznic. Rozebrała się do naga i weszła do kabiny. Odkręciła kurki i gorąca woda spłynęła po jej ciele razem z myślami. Oprócz jednej – dlaczego Draco tak na nią patrzył? Ze współczuciem? Ona nie chce współczucia! Ona nie chciała być już więcej poniżana. Czy o tak wiele prosiła? Nie… więc dlaczego nie potrafił tego zrozumieć? A no tak, przecież to Draco, go nikt nie rozumie, oprócz jego samego. Po długich rozmyślaniach umyła staranie ciało i wyszła. Osuszyła się ręcznikiem, ubrała się w piżamę i poszła do swojego pokoju. Potrzebowała snu i to dużo. Była bardzo zmęczona, więc gdy tylko położyła głowę na poduszkę, usnęła spokojnym snem. Ale w pokoju obok nie było aż tak spokojnie Draco chodził po pokoju jak poparzony, a Nott siedział spokojnie na kanapie popijając Ognistą Whisky. W końcu Malfoy nie wytrzymał i eksplodował.
-Co ty sobie wyobrażasz?!
-Ciszej, idioto. Nie jesteś tutaj sam, za ścianą śpi Hermiona.
-O, Hermiona, a od kiedy ona cię tak interesuje, hm? – Zapytał oburzony.
-Od zawsze. – Powoli blondyn zaczynał go irytować. – Na Merlina, gdybyś nie kierował się stereotypami takimi jak to głupia czystość krwi to zauważyłbyś, że Hermiona, mimo wszystko to piękna i inteligentna dziewczyna. Masz taki skarb pod nosem, ale ty tego nie widzisz! – Odłożył szklankę na stolik i wstał. Ustał naprzeciwko przyjaciela i zaczął wymachiwać rękoma. – Otrząśnij się wreszcie! Wiesz jak bardzo ją ranisz swoimi słowami? A nic nie rani tak bardzo jak słowa. Jeżeli nie chcesz jej nawet poznać to nie zwracaj na nią uwagi i nie poniżaj jej! Ona nie jest zabawką! – Oddychał bardzo ciężko, a Malfoy’a aż zatkało. W sumie miał rację, nie znał jej a kierował się tym co mu dyktowali przez całe dzieciństwo. Czystość krwi przede wszystkim. Może, by tak spróbować czegoś nowego? Westchnął i spuścił wzrok.
-Masz rację, wybacz. Od zawsze kieruję się tym co wpajali mi moi rodzice przez całe życie, w szczególności ojciec, matka to tam jeszcze pokazywała mi co to miłość i przyjaźń, dlatego nie jestem aż takim skurwielem…
-No ja nie wiem. – Zaśmiał się Theo, na jego słowa.
-Dzięki, stary. – Już oboje się śmiali. Rozbawieni usiedli jeszcze na kanapie przed kominkiem i pili swój trunek. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, już dawno tak nie było. Może wszystko się jeszcze ułoży jak zażyczyła sobie tego Hermiona?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moi drodzy! Wróciłam, żyję, jest wszystko okej jak na ten moment. Rozdział miałam dodać w sobotę, ale jakoś to wyszło i jest dzisiaj, ale ważne, że jest. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście i o mnie pamiętacie. Bardzo chciałabym dodawać je częściej, ale czas mi na to nie pozwala, jestem cały czas zawalona nauką, treningami, lekarzami, korkami i innymi tego typu rzeczami. Nawet weekendy mam zawalone, ale mimo wszystko się nie poddaję i ciągle piszę. Oczywiście nie myślcie sobie, że was zostawiłam, bo tak nie jest. Co do rozdziału, jest na pewno dłuższy niż poprzedni, ale to nie jest jeszcze zadowalająca długość. Fabuła się rozwija i teraz może być już tylko lepiej, albo gorzej kto wie. Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Kolejny postaram się dodać wcześniej, ale nie nastawiajcie się na to, bo to nie jest pewne. Ja uciekam do nauki, a wam życzę miłych snów. Dobranoc!
-Musimy porozmawiać. – Rzucił stanowczo, nie przyjmując sprzeciwu.
-Też tak uważam. – Ruszyli przed siebie razem z Hermioną, która była osłupiała. Weszli po schodach na 5 piętro. Po drodze natknęli się na Flicha. Wytłumaczyli mu tylko, że właśnie skończyli patrol i idą spać, a ten nie za bardzo przekonany uwierzył im i odszedł. Ustali przed portretem i blondyn wypowiedział hasło, po czym weszli do pokoju wspólnego. Hermiona już ogarniająca wszystko co się z nią dzieje podeszłą do Theodora i pocałowała go policzek.
-Będzie dobrze, nie martw się. – Uśmiechnęła się jeszcze do niego ciepło i skierowała się do swojego pokoju. Pomachała jeszcze ręką na pożegnanie i zniknęła za drzwiami. Zamknęła je i wypuściła powietrze z płuc, biorąc jeszcze duży wdech i wydech. Po paru minutach wzięła się w garść, zabrała swoją piżamę z łóżka i poszła wziąć prysznic. Rozebrała się do naga i weszła do kabiny. Odkręciła kurki i gorąca woda spłynęła po jej ciele razem z myślami. Oprócz jednej – dlaczego Draco tak na nią patrzył? Ze współczuciem? Ona nie chce współczucia! Ona nie chciała być już więcej poniżana. Czy o tak wiele prosiła? Nie… więc dlaczego nie potrafił tego zrozumieć? A no tak, przecież to Draco, go nikt nie rozumie, oprócz jego samego. Po długich rozmyślaniach umyła staranie ciało i wyszła. Osuszyła się ręcznikiem, ubrała się w piżamę i poszła do swojego pokoju. Potrzebowała snu i to dużo. Była bardzo zmęczona, więc gdy tylko położyła głowę na poduszkę, usnęła spokojnym snem. Ale w pokoju obok nie było aż tak spokojnie Draco chodził po pokoju jak poparzony, a Nott siedział spokojnie na kanapie popijając Ognistą Whisky. W końcu Malfoy nie wytrzymał i eksplodował.
-Co ty sobie wyobrażasz?!
-Ciszej, idioto. Nie jesteś tutaj sam, za ścianą śpi Hermiona.
-O, Hermiona, a od kiedy ona cię tak interesuje, hm? – Zapytał oburzony.
-Od zawsze. – Powoli blondyn zaczynał go irytować. – Na Merlina, gdybyś nie kierował się stereotypami takimi jak to głupia czystość krwi to zauważyłbyś, że Hermiona, mimo wszystko to piękna i inteligentna dziewczyna. Masz taki skarb pod nosem, ale ty tego nie widzisz! – Odłożył szklankę na stolik i wstał. Ustał naprzeciwko przyjaciela i zaczął wymachiwać rękoma. – Otrząśnij się wreszcie! Wiesz jak bardzo ją ranisz swoimi słowami? A nic nie rani tak bardzo jak słowa. Jeżeli nie chcesz jej nawet poznać to nie zwracaj na nią uwagi i nie poniżaj jej! Ona nie jest zabawką! – Oddychał bardzo ciężko, a Malfoy’a aż zatkało. W sumie miał rację, nie znał jej a kierował się tym co mu dyktowali przez całe dzieciństwo. Czystość krwi przede wszystkim. Może, by tak spróbować czegoś nowego? Westchnął i spuścił wzrok.
-Masz rację, wybacz. Od zawsze kieruję się tym co wpajali mi moi rodzice przez całe życie, w szczególności ojciec, matka to tam jeszcze pokazywała mi co to miłość i przyjaźń, dlatego nie jestem aż takim skurwielem…
-No ja nie wiem. – Zaśmiał się Theo, na jego słowa.
-Dzięki, stary. – Już oboje się śmiali. Rozbawieni usiedli jeszcze na kanapie przed kominkiem i pili swój trunek. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, już dawno tak nie było. Może wszystko się jeszcze ułoży jak zażyczyła sobie tego Hermiona?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moi drodzy! Wróciłam, żyję, jest wszystko okej jak na ten moment. Rozdział miałam dodać w sobotę, ale jakoś to wyszło i jest dzisiaj, ale ważne, że jest. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście i o mnie pamiętacie. Bardzo chciałabym dodawać je częściej, ale czas mi na to nie pozwala, jestem cały czas zawalona nauką, treningami, lekarzami, korkami i innymi tego typu rzeczami. Nawet weekendy mam zawalone, ale mimo wszystko się nie poddaję i ciągle piszę. Oczywiście nie myślcie sobie, że was zostawiłam, bo tak nie jest. Co do rozdziału, jest na pewno dłuższy niż poprzedni, ale to nie jest jeszcze zadowalająca długość. Fabuła się rozwija i teraz może być już tylko lepiej, albo gorzej kto wie. Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Kolejny postaram się dodać wcześniej, ale nie nastawiajcie się na to, bo to nie jest pewne. Ja uciekam do nauki, a wam życzę miłych snów. Dobranoc!